Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

wtorek, 31 sierpnia 2010

Bliskie spotkania z Tomaszem Mertonem

Jeżeli kiedykolwiek znajdę się w stanie Kentucky, z pewnością odwiedzę klasztor trapistów Gethsemani. To tam 27 lat życia spędził jeden z największych myślicieli i mistyków XX wieku, Tomasz Merton. A każdy, kto zetknie się z jego działalnością i książkami, z pewnością już do końca życia nosił w sobie będzie słowa ojca Ludwika, bo takie Merton przybrał imię po wstąpieniu do zakonu.


 Merton w habicie trapisty (fot. Wikipedia)

Właściwie trudno nawet jednoznacznie określić jego przynależność narodową - urodził się we Francji, ojciec pochodził z Nowej Zelandii, matka była Amerykanką. Kształcił się w szkołach francuskich, angielskich i amerykańskich, na uczelniach tak sławnych jak Cambridge czy Columbia University. Imał się także wielu zawodów - wykładał język angielski, był reporterem, pracował wśród murzyńskiej biedoty. W młodości raczej niepokorny, nie stronił od rozrywek, dorobił się nawet nieślubnego dziecka (o czym nie wspomina w pierwszych książkach). Miał również brata Johna Paula, który zginął śmiercią lotnika podczas II wojny światowej.
Wpływ lektury pisarzy chrześcijańskich, rozmowy z duchownymi (także mnichem buddyjskim) i przykład wykładowców akademickich (Mark van Doren) z pewnością przyczyniły się, oprócz rzecz jasna innych czynników do przyjęcia przez Mertona chrztu w Kościele katolickim. Ale 23 - letni wówczas Thomas poszukiwał dalej, był to człowiek, który poświęcał się swoim ideałom totalnie i bez reszty. Po trzech latach zapukał zatem do bram klasztoru trapistów i został przyjęty na nowicjusza.
Trzeba wiedzieć, że trapiści to jeden z najbardziej wymagających zakonów. Obowiązuje ich prawie całkowite milczenie, ścisłe posty i całkowity brak własności prywatnej. Mimo tego Merton doskonale odnajdywał się w tym świecie, jakże innym od nowojorskich ulic. W Gethsemani szybko dostrzeżono jego talent literacki i mogły powstać jedne z najwspanialszych pereł literatury chrześcijańskiej: "Siedmiopiętrowa Góra" (biografia), "Znak Jonasza" (dzienniki), "Nikt nie jest samotną wyspą", "Nowy posiew kontemplacji" i inne. To bardzo inteligentna literatura, a jednocześnie przeniknięta autentyzmem, który bije w czytelnika od pierwszych stron. Szczególnie dwie pierwsze książki czyta się z otwartymi ustami, bo jest to po prostu świadectwo człowieka, który w pewnym momencie życia spotkał Boga i - choć przeciwko niemu się często buntował - ostatecznie odnalazł spokój.
Nawet śmierć Mertona nie była zwyczajna - zginął porażony prądem z niesprawnego wentylatora w hotelowym pokoju w Bangkoku gdy gościł w Tajlandii ze swoimi wykładami. Pozostawił po sobie jednak niesamowity dorobek i dziś zaliczany jest do wielkich klasyków duchowości. Trudno napisać wszystko o takiej postaci w jednej notce na blogu, zapraszam do sięgnięcia po książki!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz