Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

czwartek, 17 marca 2011

Pozytywna akustyczna fala

 Oto archiwalny wywiad, który kiedyś przeprowadziłem z  Piotrem Mireckim (na zdjeciu drugi od prawej), wokalistą i gitarzystą zespołu „Dzień Dobry”. Piotr pochodzi z Kaniowa i często gości w naszej gminie, przybywając tutaj także z koncertami. Zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań.


SL: Mamy jeszcze ostatnie dni okresu świąteczno – noworocznego, powiedziałbym kolędowego. Dla Waszego zespołu to zapewne pracowity czas? (wywiad był przeprowadzany zimą)

Piotr Mirecki: Właściwie jeździmy po całym kraju, jesteśmy zapraszani w różne zakątki. Największą salą, w której graliśmy ostatnio, była Sala Kongresowa w Warszawie, a znaleźliśmy się tam z okazji koncertu pamięci poświęconemu Markowi Grechucie. W związku z wygranym festiwalem „Korowód” często występujemy z gwiazdami różnorodnej muzyki – Arturem Gadowskim, IRĄ, Zbigniewem Wodeckim, Krystyną Prońko, ale także sami. I nawet bez towarzystwa gwiazd mamy pełne sale. Jesteśmy chętnie przyjmowani, a ludzie dowiadują się o nas z różnych źródeł. Przychodzą praktycznie wszystkie grupy wiekowe. To nie jest może muzyka rockowa, ale na pewno „szalona”, żywiołowa, z bogatym instrumentarium. Coraz częściej stawiamy na własny repertuar.

S.L. Gracie nie tylko komercyjnie, lecz również charytatywnie. Przykładem tego może być koncert w Teatrze Polskim w Bielsku – Białej na rzecz niewidomego Przemka.

P.M. Koncert dla Przemka był również w kościele naprzeciwko Szpitala Wojewódzkiego. Tam wystąpiliśmy wspólnie z Krystyną Prońko i Anną Treter. Oczywiście chętnie pomagamy kiedy tylko możemy.

S.L. Z pewnością wracacie do Waszych korzeni. Tutaj wszystko się zaczęło, w Twoim wypadku akurat w Kaniowie...

P.M. Mój zakres fascynacji jest bardzo szeroki! I prawda, że wszystkie pasje dane mi było rozwijać najpierw w Kaniowie. To sport, książki popularnonaukowe i oczywiście muzyka. Wspominam wspaniałą grupę oazową. Było to tak, że odchodził Tomek Kądziołka i dziewczyny z klasy poprosiły mnie, bym pomógł im grać i śpiewać podczas Mszy Świętej. Od tamtego momentu grałem regularnie, organizowaliśmy muzyczne spotkania modlitewne i frekwencja na nich była spora. Mieliśmy bardzo dużo prób i nie ukrywam, byłem tu wymagający dla siebie i innych. Potem powstał religijny zespół „Vertigo”, zauważany i nagradzany na wielu festiwalach.

S.L. A w jakich okolicznościach narodził się zespół „Dzień Dobry”?

P.M. To wynik współpracy kilku już bardziej doświadczonych muzyków – mnie, ks. Stanisława Joneczki, Janka Stachury i Krzysztofa Maciejowskiego. We współpracę weszliśmy w 2000 roku, ale najpierw były to jedynie nieśmiałe próby. W każdym razie patrzyliśmy przede wszystkim na ludzi, bo muzyka to nie tylko dźwięki, ale pewna przyjaźń, „iskrzenie”, „kompatybilność”.

S.L. Na Waszej stronie znalazłem określenie „Pozytywna akustyczna fala”...

P.M. Tak, bo właściwie wszyscy pytali nas: „Co tak naprawdę gracie?” To ciężka sprawa, by określić ten styl, bo myślimy bardzo szeroko! Nie chcemy się zaszufladkować w granicach tzw. „poezji śpiewanej”. Piszemy bardzo poetycko, ale unikamy stereotypowego spojrzenia na ten dość niszowy gatunek. Gdy się spotkaliśmy, postawiliśmy sobie za cel nie pozostawianie nikogo obojętnym. Muzyka powinna wywoływać emocje, ale w sensie pozytywnym. Nawet gdy człowiek się dzięki tej muzyce wzrusza, to dlatego, że poczuł pewną nutkę piękna, a nie przygnębienie. I to działa, bo gdy ludzie wychodzą po koncercie, to sami dają nam do zrozumienia, że piosenki dalej „chodzą im po głowie”. Czyli jest pozytywnie, „falowo” i zgodnie z przywołanym hasłem akustycznie, bo używamy tylko instrumentów akustycznych.

S.L. Jak rozwijał się Wasz zespół?

P.M. Powstaliśmy, jak już mówiłem w roku 2000, początkowo pod nazwą „Jubileum”, przemianowaną następnie na „Przyjaciele”, a od 2004 r. na obecne „Dzień Dobry”. Pod tym szyldem działamy aktualnie i realizujemy wszelkie projekty. Nie mamy ściśle określonego podziału na funkcje, bo np. słowa piosenek układam nie tylko ja, ale również Krzysztof Maciejowski. Piszemy poza tym dla przeróżnych instytucji, Krzysiek robi to dla teatru i innych zespołów muzycznych, jest realizatorem dźwięku. Mi zdarzyło się pisać m.in. dla „Piwnicy pod Baranami”. Wspólnie robimy aranżacje, staramy się by piosenki miały dobry odbiór. Nie mam ulubionego utworu, chcę by wszystkie się podobały. Chociaż wiadomo, że preferencje co do stylu bywają różne, ja np. uwielbiam flamenco (doszkalałem się w tym zakresie u Michała Czachowskiego), fingerstyle, muzykę Stinga... i można wymieniać w nieskończoność. Na pewno nie stoję w miejscu, ciągle eksperymentuję.

S.L. Ile płyt wydaliście do tej pory?

P. M. Jak na razie dwie. Chociaż pierwsza, wielkopostna, nie jest ujęta na naszej stronie internetowej, bo nie jesteśmy zespołem typowo religijnym. Fakt, często gramy i lubimy taką muzykę, ale w branży pokutuje wiele stereotypów i pojawia się problem „zaszufladkowania”. Druga to płyta z kolędami. Teraz mamy już nagraną trzecią płytę „Dzień dobry panie Marku” poświęconą Markowi Grechucie. Będzie się składała z dwóch części: pierwsza to utwory samego Grechuty w nowych aranżacjach, a nowa to już kompozycje wyłącznie nasze. Płyta nie jest jeszcze wydana, chcemy podpisać jak najkorzystniejszy kontrakt z wydawcą i odpowiednio wypromować krążek. Ludzie, który nam bardzo pomagają w takich sprawach „administracyjnych” i finansowych  to m.in. Zdzisław Potempa oraz Krzysztof Pacyga, którym jesteśmy niezwykle wdzięczni. 
Kalendarz naszych występów można śledzić na stronie www.dziendobry.net.pl. Oprócz tego udzielamy się indywidualnie. Dla mnie dużym zaszczytem jest trasa ze Zbigniewem Wodeckim.

S.L. Czego życzycie naszym czytelnikom?

P.M. Tego czego sobie! Dużo pozytywnej energii i radości, pokoju, który można znaleźć i poczuć we własnym wnętrzu. Realizacji własnych planów choćby w części. Aby wciąż towarzyszyła nam ochrona Opatrzności.

 
(zdjęcia pochodzą z archiwum Zespołu)

poniedziałek, 14 marca 2011

Polska mistrzem Polski... czyli coś na temat "Jeża Jerzego"

Wybrałem się ostatnio  na "Jeża Jerzego", animację zrealizowaną na podstawie komiksu Rafała Skarżyckiego i Tomasza Lwa Leśniaka. Na film poszedłem trochę z ciekawości, a trochę z sentymentu, w sumie znam Jerzego już od kilkunastu lat, czytałem jego przygody kiedy jeszcze ukazywały się w piśmie "Ślizg", a potem w osobnych komiksach.
Pierwsze pytanie, które można zadać brzmi z pewnością: "Czy JJ trzyma klimat oryginału?" Odpowiadam: trzyma. Zabrakło tego "Tytusowi, Romkowi i A'Tomkowi" ale Jerzy, rysowany w filmie dokładnie taką samą kreską jak w komiksie i tak samo się zachowujący zdaje w tym wypadku egzamin. Niech jednak fakt, że "Jeż Jerzy" jest filmem animowanym nie zmyli rodziców małoletnich latorośli. Nie brakuje w "Jerzym" bowiem scen dość mocnych i wulgaryzmów. Nigdy jednak nie są użyte one w sposób bezsensowny, odzwierciedlają po prostu język ulicy, używany przez dane subkultury - skinheadów, skejtów i innych.
Dodatkowo należy pochwalić autorów za świetny zmysł obserwacji. Postać polityka idącego do celu "po trupach" jest świetnym komentarzem na temat życia publicznego w Polsce w ostatnich latach. Także niezbyt rozgarnięci skini używający haseł w rodzaju tytułowego "Polska mistrzem Polski" to jedne z najbardziej wyrazistych postaci w filmie.
Oczywiście nie polecam "Jeża Jerzego" jeśli planujecie się wybrać całą rodziną na seans z gatunku kina familijnego. Cały problem z tym filmem jest taki, że pod całą tą przaśno - warszawską otoczką można odkryć całkiem sporo zagadnień wymagających głębszego pomyślunku. Ale by je dojrzeć, trzeba naprawdę orientować się w świecie kultury i polityki. Podobny mechanizm działa zresztą przy oglądaniu "South Parku" dla laika będącego tylko kreskówką dla dorosłych.


poniedziałek, 7 marca 2011

Najlepsze życzenia dla wszystkich Pań

Wszystkim miłym przedstawicielkom Płci Najpiękniejszej życzę aby nie opuszczał ich uśmiech i pogodny nastrój. Oby spełniły się wszystkie marzenia, a życiowe plany doczekały się realizacji. Ja mogę obiecać, że na tym blogu nigdy kobiet nie zabraknie i zawsze mogą tutaj liczyć na wiele dobrych słów :)



Zimowe spotkania ze strażakami

W lutym i w marcu nastąpił w naszej okolicy prawdziwy wysyp różnych uroczystości i spotkań związanych z Ochotniczą Strażą Pożarną. Było to otwarcie wyremontowanej strażnicy w Kaniowie, walne zebrania strażackie, turniej wiedzy pożarniczej i inne wydarzenia. Nastąpiło  przy tym wiele zmian w zarządach. Zamieszczam trochę zdjęć z tych miejsc, gdzie udało mi się być, jak tylko skończę pracę nad artykułem, zamieszczę go na zaprzyjaźnionym portalu informacyjnym. Dziękuję wszystkim strażakom za życzliwość i zaproszenia. Fotografii mam więcej, gdyby ktoś reflektował, niech się skontaktuje ze mną, mogę mu nagrać.

Nowa twarz remizy OSP w Kaniowie

Niezawodna gminna orkiestra

Oficjalne otwarcie i poświęcenie budynku

Druh Władysław Kóska - 34 lata służby jako prezes OSP Kaniów

Zebrania odbywały się niekiedy w karnawałowej scenerii - tutaj udekorowana sala w Bestwince

Sprzęt jak zawsze robił wrażenie

Przemawia odchodzący prezes, z prawej - jego następca

Odznaczenia za długoletnią służbę

Druh Jan Ozimina odbiera zasłużony puchar za 11 lat prezesury w OSP Bestwina.

Tutaj zarząd OSP z Bestwiny

Prezesi OSP Bestwinka i Janowice, oraz Naczelnik OSP Bestwinka