Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

środa, 30 września 2015

Szkoła samodzielności - 10 lat VII Drużyny Harcerskiej "Ogień"

    Dzieje harcerstwa w Bestwinie można podzielić na trzy etapy. Pierwszy rozpoczął się jeszcze przed II wojną światową za sprawą druha Władysława Gryzełki w 1933 r.– do prekursorów należał w tym czasie młody Franciszek Maga – dziś doktor nauk medycznych i honorowy obywatel gminy Bestwina. Po raz drugi drużyna narodziła się w r. 1957 za sprawą Józefa Ślosarczyka działającego również w Kaniowie i w Wilkowicach. Wraz ze zmianami ustrojowymi odeszli i harcerze, lecz już w nowym tysiącleciu znaleźli się zapaleńcy którzy rozniecili na nowo bakcyla kształtowania charakteru poprzez przygodę, naukę i zabawę.




    VII Drużyna Harcerska „Ogień” im. Władysława Gryzełki będąca częścią Szczepu Zuchów i Harcerzy „Bratnie Żywioły” już od dziesięciu lat kontynuuje wspaniałe tradycje skautingu w naszej gminie. Pierwsza po 17 latach nieobecności harcerzy zbiórka miała miejsce 12 października 2005 r. Rozpoczynali skromnie, dziś mają za sobą niezliczone godziny spędzone na zbiórkach, rajdach górskich, obozach, podczas społecznej pracy i przy organizowaniu akcji charytatywnych. Z biegiem lat zmieniała się kadra – pierwsza drużynowa Kinga Czulak jest dziś komendantką całego szczepu, a bezpośrednią opiekę nad drużyną przejęła druhna Klaudia Kubik. Nie należy zapominać o czasie, jaki poświęciły harcerzom opiekunka z ramienia ZSP pani Ewa Sierant, opiekunki gromad zuchowych druhny Dorota Surowiak i Katarzyna Jonkisz a także wielkim wkładzie rodziców i przyjaciół harcerstwa. To jedna wielka rodzina, do której należą osoby w różnym wieku, od wczesnej podstawówki po zaawansowaną dorosłość.
 








    25 września harcerze spotkali się na jubileuszowym wieczorze w bestwińskiej szkole aby dokonać podsumowania całej dekady. Przybył komendant hufca ZHP Czechowice – Dziedzice hm. Marian Hankus wraz z członkami komendy hufca – phm. Barbarą Podolak, phm. Kingą Żydek i phm. Kingą Czulak. Życzenia harcerzom złożyli ponadto zastępca wójta gminy Bestwina Marcin Kanik i dyrektor ZSP Agata Rak Zaproszono rodziców i zaprzyjaźnione osoby. Był urodzinowy tort, oglądanie fotografii, śpiewy, gry, zabawy...








    Druga część jubileuszu odbywała się 29 września w Muzeum Regionalnym im. ks. Zygmunta Bubaka. Drużynowa Klaudia Kubik poprowadziła uroczystą zbiórkę z udziałem harcerzy z dawnych lat – panów Andrzeja Grygierczyka i Czesława Żaczka. Goście opowiedzieli jak wyglądało harcerstwo w latach 50 XX wieku. Okazało się, że pomimo oczywistych różnic materialnych, warunków na obozie itp.  nie zmieniły się harcerskie ideały: Druh powinien być słowny, obowiązkowy, punktualny, z szacunkiem odnosić się do starszych, kochać swoją ojczyznę. To wpajał swoim wychowankom Władysław Gryzełko. Były dyrektor szkoły w Bestwinie patronuje od kilku lat drużynie „Ogień” – harcerze regularnie odwiedzają jego grób z kwiatami i zniczami, uczynili to również po wrześniowej zbiórce. W muzealnej galerii została otwarta jubileuszowa wystawa fotograficzna dokumentująca na planszach dziesięć lat odnowionego harcerstwa. Warto jeszcze dodać, że honorowy patronat nad 10 – leciem harcerzy objął wójt gminy Bestwina Artur Beniowski.











Składam serdeczne podziękowania dla druhny Kingi za udostępnienie archiwalnych fotografii ;)

wtorek, 22 września 2015

Polska flaga nad City Hall

    Oficjalnie bitwy o ratusz w Karbali nie było. Polski kontyngent wojskowy znajdował się w Iraku z misją stabilizacyjną i ewentualne potyczki mogły przez sadrystów być wykorzystane jako przykład wrogiej postawy i okrucieństwa "zachodnich najeźdźców". A jednak żołnierze dowodzeni przez kpt. Grzegorza Kaliciaka i wspomagani przez Bułgarów walczyć musieli. Przez cztery dni, odcięci od reszty świata, odpierali ataki milicji Armii Mahdiego i innych rebeliantów. Uczynili to skutecznie, z minimalnymi stratami własnymi, bez ofiar śmiertelnych. Epizod z II wojny w Zatoce Perskiej, znany jako Bitwa o City Hall stał się szerzej znany dopiero niedawno, zaś na ekrany przeniósł go Krzysztof Łukaszewicz w filmie "Karbala".
    Po wyjściu z kina byłem pozytywnie zaskoczony. Oczywiście nie spodziewałem się hollywooodzkiego  blockbustera z wysokim budżetem, lecz "Karbala" wstydu nie przynosi, pieniądze za bilet nie będą zmarnowane. Podobać mogą się dynamiczne sceny walki, nieprzegadane, dosadne dialogi i dobre odwzorowanie wojennej rzeczywistości. Polacy to nie Amerykanie, braki sprzętowe rekompensowali pomysłowością, umiejętnością improwizacji, przewidywaniem rozwoju wydarzeń. Niejednokrotnie ratowało im to życie. 
    Od strony aktorskiej należy wyróżnić Bartłomieja Topę (kpt Kalicki - filmowy Kaliciak) i Christo Szopowa (kpt Getow). Nieco słabiej wypadł Antoni Królikowski czyli sanitariusz Kamil Grad. Wśród recenzentów dominuje przekonanie, że patosu w filmie jest tyle, ile być powinno czyli w znośnych proporcjach, głównie pod sam koniec. 
    Największa bitwa Polaków po drugiej wojnie światowej aż prosiła się o sfilmowanie. "Karbala" obala bowiem pewne stereotypy. Pokazuje, że wbrew obiegowej opinii nie rzucamy się "z szablami na czołgi", umiemy planować, analizować i walczyć tak, by nie narażać ludzi na niepotrzebne ryzyko. Poza tym obalamy zarzuty, że najlepiej wychodzi nam epatowanie klęskami i martyrologią. 

środa, 16 września 2015

U stóp Araratu

    Erywań nie musi kojarzyć się tylko ze stacją radiową z popularnych kiedyś dowcipów. Już krótka wycieczka po stolicy Armenii może być początkiem zmiany sposobu myślenia o tym pełnym kontrastów, ale pięknym mieście położonym w dolinie rzeki Hrazdan. Upalne lata i chłodne zimy w Erywaniu wynikają z położenia w strefie klimatu kontynentalnego. W lipcu było tam bardzo gorąco - zbyt długie wystawianie się na słońce nie jest w tej części Armenii dobrym pomysłem.




    W pogodne i bezchmurne dni nad Erywaniem góruje Ararat, szczyt znany z biblijnej opowieści o Arce Noego. Właściwie istnieją dwa Araraty, Wielki (5137 m. n.p.m.) i Mały (3896). Zasadnicza część świętej dla Ormian góry znajduje się już w Turcji, a jedynie fragmenty zboczy należą do Armenii i Iranu. Niemniej Ararat urasta do rangi symbolu Armenii, od niego wzięły też nazwę najsłynniejsza lokalna marka koniaku i pierwszoligowa drużyna piłkarska. Nie było mi niestety dane z powodu niesprzyjającej widoczności zrobić dobrych zdjęć Araratu - zamieszczam fotkę z Wikipedii.


    W centrum stolicy warto odwiedzić Plac Republiki. To centralny plac Erywania i na nim mieści się wiele reprezentacyjnych budynków, zbudowanych w większości z czerwonego tufu wulkanicznego: Ministerstwo Finansów, budynek rządu, gmach poczty głównej, Ministerstwo Transportu i Łączności, Muzeum Narodowej, Ministerstwo Spraw Zagranicznych itd. Plac jest ważnym węzłem komunikacyjnym, miejscem postoju autobusów i taksówek. Upiększają go "tańczące fontanny", niestety podczas mojego pobytu wodotryski znajdowały się w konserwacji.





 
    Na północ od centrum miasta zwiedzimy osobliwy kompleks architektoniczno - muzealny, tzw. "Kaskady". Są to monumentalne schody z białego porfiru ozdobione licznymi rzeźbami, kwietnikami, tradycyjnymi chaczkarami i fontannami. Kaskady są szerokie na 50 m., mają 572 stopnie zaś łączna wysokość wynosi 302 m. Zasadniczo projekt zbudowania Kaskad wywodzi się sprzed II wojny światowej, ale zrealizowano go z okazji 50 - lecia Armenii w ramach ZSRR. Sowieckie imperium upadło a Kaskady zamieniły się w swoiste muzeum sztuki nowoczesnej pod dachem i pod gołym niebem. Swoje prace wystawiają na stopniach i na deptaku pod nimi tacy artyści jak Fernando Botero, Barry Flanagan albo Paul Cox. 












    Inne miejsce w Erywaniu przepełnione jest zadumą, pełni rolę narodowego sanktuarium pamięci. Mowa oczywiście o pomniku ludobójstwa Ormian przez Turków. Cały kompleks nosi nazwę Cicernakaberd, znajduje się na wzgórzu o tej samej nazwie. Upamiętnia tragedię narodu który w 1915 roku utracił około 1,5 mln osób na skutek eksterminacyjnej polityki prowadzonej w Imperium Osmańskim. Kompleks składa się z obelisku - "pękniętej" iglicy o wysokości 44 metrów, mauzoleum z wiecznym ogniem i 12 filarami symbolizującymi utracone prowincje, ściany pamięci z nazwami miejscowości pochodzenia ofiar jak również muzeum i alei parkowej. Przy tejże alei przywódcy państw i rządów, osoby znane z życia publicznego, przywódcy duchowi itp. sadzą drzewa iglaste ku pamięci przyszłych pokoleń - wśród drzewek znalazłem choinkę m.in. Jana Pawła II i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.








    Polecam w Erywaniu zwiedzić  także wytwórnię koniaku "Ararat". Właściwie w Europie poza Rosją powinno się używać nazwy "brandy" gdyż koniak to nazwa zastrzeżona dla winiaków z określonego regionu Francji. Ale nie o nazwę tu chodzi ale o markę. Wytwórnia "Ararat" sięga swoją historią 1887 r., po okresie prosperity i postsowieckiego upadku została wykupiona przez kompanię "Pernod Ricard" i przywrócona do życia. Przy wytwórni funkcjonuje muzeum, gdzie turyści zapoznają się z procesem produkcji bursztynowego trunku. Tutaj nawet powietrze ma w sobie kilkuprocentowe stężenie alkoholu! Z ciekawostek obejrzymy beczki sygnowane przez głowy państw (są, a jakże, Wałęsa, Kwaśniewski, Komorowski) oraz Beczkę Pokoju zamkniętą podczas zawieszenia broni między Armenią a Azerbejdżanem w konflikcie o Górski Karabach. Beczka ma zostać otwarta w momencie zawarcia trwałego pokoju, ale do tego chyba jeszcze daleka droga. Pod koniec zwiedzania można natomiast oddać się degustacji i zrobić zakupy w fabrycznym sklepiku.