Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Locarno. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Locarno. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 25 października 2016

Szwajcarskie tournée

  Szwajcaria jaką poznałem, niekoniecznie odpowiada stereotypowym wyobrażeniom. Nie ma w niej krów, sera i zegarków - są za to palmy, jeziora, słońce i pięknie utrzymane ogrody. Mowa bowiem o włoskojęzycznym kantonie Ticino, położonym w południowej części kraju (można spotkać się także z alternatywną pisownią Tessyn). Jest to dosyć specyficzny rejon kraju, położony najniżej ze wszystkich i charakteryzujący się specyficznym, ciepłym mikroklimatem. Do tego z wielką historią w tle, mowa zwłaszcza o historii dyplomacji.



     Pierwszym przystankiem na szwajcarskiej trasie okazało się Lugano - leżące nad jeziorem o tej samej nazwie i otoczone masywami gór masywami trzech gór: Monte Brè (925 m n.p.m.), Monte San Salvatore (912 m n.p.m.) oraz Monte Sighignola (1.314 m n.p.m.). Nazwa wywodzi się prawdopodobnie od łacińskiego słowa Lucus (Święty las) albo też od celtyckiego Lugh - bóstwa patronującego wodom. 












    Lugano systematycznie się rozrasta. W 2013 roku w granice administracyjne przyłączono siedem wiosek i dzisiaj miasto liczy ponad 68 tys. mieszkańców. Niewątpliwie życie w Lugano nie należy do tanich, jest za to bardzo przyjemne. Nad jeziorem rozciąga się długa promenada i park z bujną roślinnością. Łabędzie i kaczki jedzą niemalże z ręki, pozując do zdjęć z gracją fotomodelek.











    Zapora Contra w dolinie Valle Verzasca zasłynęła "rolą" w filmie "Goldeneye" - kolejnej odsłonie przygód agenta 007. Olbrzymia, betonowa tama mierzy 220 metrów i można skoczyć z niej na linie bungee. Najodważniejsi prawie dotykają głową dna wąwozu. 








    Do Locarno powinien udać się każdy miłośnik historii XX wieku. W 1925 r. podpisano tam bowiem słynne układy lokarneńskie a wśród nich tzw. pakt reński. Sygnatariuszami były Francja, Wielka Brytania, Belgia i Włochy, a z drugiej strony Niemcy reprezentowane przez ministra spraw zagranicznych Gustava Stresemanna. Pakt gwarantował nienaruszalność granicy pomiędzy Niemcami a Francją - oczywiście nie mówił nic o granicy wschodniej z Polską ;) W każdym razie odwiedziny w Locarno są gratką dla historyka i politologa. Wszyscy inni będą podziwiać jezioro Maggiore, plac Piazza Grande, pozostałości zamku Viscontich itd. Podczas mojego pobytu w Locarno odbywał się tam zjazd motocyklowy na który przybyły najwspanialsze maszyny z różnych stron świata.