Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

czwartek, 29 sierpnia 2013

Kraina miodem płynąca

     To trudne, pracochłonne zajęcie... - mówi prezes Gminnego Koła Pszczelarzy Kazimierz Wojtyła – i nie da się ukryć, że drogie. Ale równocześnie bardzo satysfakcjonujące! Mój rozmówca opowiadając o rozwoju pszczelarstwa w gminie Bestwina nie ukrywa, że hobby jego i ponad czterdziestu zrzeszonych w GKP osób jest czymś więcej niż tylko zagospodarowaniem wolnego czasu. To miłość do natury, zdrowego stylu życia i wszystkiego co niesie ze sobą hodowla owada znanego jako Apis mellifera­ – pszczoła miodna.

Kazimierz Wojtyła, prezes Gminnego Koła Pszczelarzy
     Rzecz jasna, pszczelarstwo w Bestwinie i okolicach istniało już setki lat przed rokiem 1976 – czyli oficjalną datą powstania Koła. Wystarczy przejść się do Muzeum Regionalnego im. ks. Zygmunta Bubaka, by zobaczyć kolekcję zabytkowych uli i dowiedzieć się więcej o warsztacie pracy bestwińskiego swojaka – pszczelarza, obejrzeć narzędzia, zapoznać się z roślinami miododajnymi... Jednakże ujęcie rzemiosła w formalne ramy zawdzięczamy myśliwym z Koła Łowieckiego „Bażant” – m.in. Józefowi Farudze, Karolowi Foltynowi, Zygmuntowi Rezikowi.
     Na 25 – lecie Koła zrobiłem badania – kontynuuje pszczelarz – okazało się, że co średnio piąta pasieka ma następcę. Czyli fach przechodzi z ojca na syna, mamy zatem nadzieję, że pszczelarstwo w naszej okolicy nie zaginie. Tę optymistyczną wizję psuje wszakże pewna trudność. Kazimierz Wojtyła zauważa, iż w obecnych realiach, gdy młodzież podejmuje naukę, następnie pracę na etat, czasu na pszczoły brakuje. A tu liczy się systematyczność i praktycznie stałe doglądanie uli. Do tego dochodzą czasochłonne kursy. Beskidzki Związek Pszczelarzy „Bartnik” organizuje 60 – godzinne szkolenia (trafiają na nie także mieszkańcy naszej gminy). Kiedyś kursy trwały 80 godzin, ale Unia Europejska obcięła dotacje...a po 60 godzinach do egzaminu przystąpić nie można – więc trzeba by kształcić się dwa lata, co dodatkowo demotywuje kandydatów – stwierdza prezes. Na szczęście nie brakuje materiałów edukacyjnych – chyba żadnemu innemu zwierzęciu na świecie nie poświęcono tyle literatury, co pszczole. Daje to wiele osobom, które z pszczołami jak dotąd styczności nie miały. 

Pasieka Kazimierza Wojtyły
     Nie mogłem nie zapytać o problemy, z którymi borykają się pszczelarze. W szczególności o wymieranie pszczół, o którym słyszymy dość często w rozmaitych mediach. Kazimierz Wojtyła jest zwolennikiem tezy, że przyczynia się do tego nadużywanie chemicznych środków ochrony roślin. – Najbardziej szkodzi zaprawianie nasion. Są one tak nasączone, że w pobliżu po prostu nic nie ma prawa wyrosnąć. Jeśli roślina nie wykorzysta związków chemicznych, zostają one w glebie, działając destrukcyjnie. Wbrew utartym opiniom, ziemia nie poradzi sobie z neutralizacją niektórych środków. Dalej pszczelarz stwierdza, że zapachami rolniczej chemii „nasiąkają” pszczoły wracające do ula nad polem rzepaku czy innej uprawy. Takiego owada po prostu wyczulone na obcą woń strażniczki ula nie wpuszczą. I w naszej gminie po sezonie oprysków problem ten występuje. Sytuację próbuje się zmieniać poprzez przepisy albo działania profilaktyczne – przykładem niedawna gminna konferencja o biologizacji rolnictwa.
     Sen z powiek spędzają choroby pszczół. – Zgnilec był, jest i będzie – Kazimierz Wojtyła rozkłada ręce. Ów osławiony zgnilec to zaraźliwa, bakteryjna choroba czerwiu, a ściślej mówiąc dwie choroby – zgnilec amerykański i europejski. Walka ze zgnilcem jest o tyle trudna, że wytwarza on bardzo wytrzymałe, trudne do zniszczenia przetrwalniki – w jednej pszczelej komórce mogą być ich nawet trzy miliony! A do zarażenia larwy wystarczy 10 tysięcy... Wykryć chorobę łatwo, lecz gdy rozpleni się ona w całej pasiece, rozwiązania pośrednie nie skutkują, zazwyczaj lekarz weterynarii nakazuje spalenie wszystkiego. Nasi pszczelarze prowadzą pod kątem zgnilca systematyczne kontrole nie tylko u siebie, ale i w miejscowościach ościennych. Z innych chorób spustoszenie sieją Nosema ceranae – (jednokomórkowy pasożyt pszczelego układu pokarmowego), pajęczak Varroa destructor wywołujący warrozę, a także IAPV (wirus izraelskiego paraliżu pszczół). Być może do osłabienie odporności pszczół przyczynia się krzyżowanie owadów – skutki widoczne są czasami dopiero po kilku pokoleniach. Dzięki temu, ze pszczoły maja kontakt tylko z roślinami, konsument produktów pszczelich może być spokojny o swoje zdrowie. Nie ma możliwości przeniesienia tych chorób na człowieka.
     Dość jednak o chorobach – czas na opowieść o właściwościach miodu. Prezes GKP przypomina tu pewne fakty – Rodzaj miodu zależy od pory roku. Mamy więc miody wiosenne – majowe z różnych roślin takich jak rzepak, później miody leśne, później przychodzi zaś pora na miód lipowy. Z tym, że na skutek ocieplenia klimatu ostatnio o te miody leśne coraz trudniej...więc na naszym terenie najczęściej spotykamy właśnie miody wiosenne i lipowe. Wiadomo, że każdy miód i pyłek działa tak, jak kwiat rośliny, z której zostały zebrane. Lipa ma właściwości napotne i przeciwgorączkowe, koi nerwy, mniszek lekarski jest doskonały na wątrobę i układ pokarmowy, kłopoty z trawieniem leczy także akacja. Rzepak i gryka pomogą „sercowcom”. Miód spadziowy z drzew iglastych może przyczynić się do leczenia chorób nerek i dróg oddechowych. Można wymieniać w nieskończoność! Pamiętajmy również, że miód jest źródłem glukozy, mikro – i makroelementów i bardzo wartościowych enzymów. 

Pasieka państwa Jordanek z Janowic
     Zbawienny wpływ na ludzkie ciało mają i inne produkty z ula. Propolis (kit pszczeli) stanowi mieszaninę żywicy drzew i krzewów oraz wydzielin gruczołów pszczelich. Działa antybakteryjnie, regenerująco, znieczulająco oraz stymulująco na układ immunologiczny. Jest stosowany m.in. w leczeniu ran i różnych schorzeń skórnych – Kazimierz Wojtyła jako ciekawostkę przytacza epizod z roku 1988 – po ataku chemicznym Saddama Husajna na Kurdów, propolis przysłany z Polski pomagał rannym poszkodowanym podczas tego straszliwego wydarzenia. Ceni sie również pszczeli pyłek. Wiec coś o tym maratończyk z Janowic Tomasz Jędrzejko, który wzmacnia swój organizm spożywając zmielony pyłek wraz z miodem. Pyłek podnosi kondycję fizyczną i umysłową, polepsza zdolność myślenia i koncentracji, obniża poziom cholesterolu, poprawia przyswajanie żelaza, działa pozytywnie w stanach zapalnych gruczołu krokowego, reguluje przemianę energii i pracę jelit. 
 
Produkty pszczele z janowickiej pasieki
   W miodowym zawrocie głowy łatwo o pułapki. Takimi są rozmaite podróbki, miody sprowadzane z Chin, do których producenci dodają różnorakie środki zapobiegające fermentacji. Nie mówiąc już o miodach sztucznych, które nawet trudno nazwać miodami. Jedzmy zatem na zdrowie – ale rozsądnie i najlepiej zaopatrujmy się w pszczele produkty prosto od pszczelarza.
     Aby zobaczyć jak to wszystko funkcjonuje w praktyce, złożyłem wizytę zarówno w gospodarstwie pana Kazimierza, jak i w dużej pasiece państwa Katarzyny i Ryszarda Jordanek z Janowic. Pani Kasia z dumą zaprezentowała swoje ule, w których gnieździ się 70 rodzin – to poniekąd rozwinięcie obecnych już w rodzinie tradycji. Ule otoczone są dużym ogrodem składającym się głównie z roślin miododajnych – jest tam nawłoć, macierzanka, rozchodnik, przegorzan kulisty, niecierpek, wierzba, lipa, słonecznik, irga, lawenda, akacja, tamaryszek, klon, hibiskus, jeżyny. Dosłownie pszczeli raj. Wielkie wrażenie robią rozmaite sprzęty służące do pozyskiwania miodu – ten u Jordanków stoi wlany w gustowne słoiki i czeka na miłośników. A do „przejęcia pałeczki” gotowe są już dzieciaki, które jak tylko mogą, pomagają mamie i tacie. Pszczoły są bardzo łagodne, zatem nikomu nie dzieje się żadna krzywda. 

Katarzyna Jordanek i nowoczesny sprzęt pszczelarski
     Swoje spotkanie z pszczelarzem może odbyć każdy, kto pragnie pożywić się czymś smacznym a jednocześnie bardzo zdrowym. Z reguły na hasło „zdrowa żywność” dzieciaki się krzywią, lecz akurat miód wszystkie pałaszują z zadowoleniem. Nie tylko w czystej postaci. Jednak o tym jak można pszczeli przysmak wykorzystać w kuchni opowiedzą nam najprędzej panie z Kół Gospodyń Wiejskich.

 PS. Polecam bardzo ciekawy film "Milczenie pszczół", który poświęcony jest zagadce masowego wymierania tych owadów.


piątek, 23 sierpnia 2013

Tatralandia zdobyta!

     Już od dawna nosiłem się z zamiarem odwiedzenia największego parku wodnego w naszej części Europy. To położona nieopodal Liptovskiego Mikulasza na Słowacji Tatralandia. Od czasu otwarcia w 2003 roku cieszy się niesłabnącą popularnością nie tylko u naszych południowych sąsiadów. Język polski jest tam słyszany równie często, a polskie napisy widnieją na wszystkich tablicach informacyjnych na terenie parku. 





     A zatem jak jest w słynnej Tatralandii? Na pewno nie należy się sugerować opiniami z polskich forów internetowych, tylko sprawdzić samemu. I wiele zależy od gustów indywidualnych, inne preferencje będą miały rodziny z dziećmi, inne nastolatki czy osoby dorosłe, a jeszcze inne ludzie starsi. Ja korzystałem głównie ze zjeżdżalni, aczkolwiek przetestowałem również baseny oraz kilka mniej ekstremalnych atrakcji.  


   Po trzygodzinnej drodze z Polski (przejście graniczne w Korbielowie) około godziny 9.00 byłem już w Parku. Przybyłem tam w dzień powszedni, więc nie stwierdziłem aż takich tłumów, jakimi mnie straszono. Jakkolwiek skądinąd wiem, że w weekendy czy też podczas wielkich upałów czas oczekiwania do niektórych zjeżdżalni potrafi wynieść aż ok. 40 minut... W każdym razie niedługo po przebraniu się, skierowałem swoje kroki do Boomerangu – wielkiej U – kształtnej rampy, z której śmiałkowie zjeżdżają na dwuosobowych pontonach. Siedząc na krawędzi naprawdę można się przerazić perspektywą spadnięcia w niemal pionową przepaść. I tak rzeczywiście jest, ponton z wielką szybkością ześlizguje się na dół, wjeżdża na przeciwległą ścianę potem wraca. Nie polecam ludziom mającym kłopoty z sercem, natomiast miłośnikom dużych dawek adrenaliny jak najbardziej. 



     Tymi samymi schodami co na Boomerang wychodzi się na Trio. Trzyosobowy ponton wiezie nas na dół, a największym wyzwaniem jest pokonanie ostrych zakrętów. Można wpaść nogami na ścianę składając się wpół, toteż umiejętność manewrowania i utrzymania równowagi bardzo się przydaje. W dwie albo trzy osoby zjeżdżamy na pobliskim Banana Fun (zielona rura), w parach przejedziemy się również na fioletowym, nieco ostrzejszym Black Magic. A zaraz obok, przy otwartym basenie – Niagara, wyścigi głową w dół na matach! Zjazd nie jest bardzo stromy, gorzej z wodowaniem. Jeżeli nie będziemy trzymać brzegu maty daleko od głowy, skutecznie obije nam szczękę. 





     Najwięksi hardkorowcy spróbują emocji na najdłuższych zjeżdżalniach. Brak kolejki do Black Hole dowodzi, że wymiękają przed tą rurą nawet twardziele. Nie dość, że podczas zjazdu nic nie widać, to jeszcze pod koniec spadamy prawie pionowo nie czując pod nogami żadnego oparcia. Skurcze żołądka mogą wywołać ponadto zjazdy na Kamikadze (prosta rura dająca niesamowitą szybkość), Twisterze i Anakondzie. Ta ostatnia jest w miarę łagodna, ale długa i osobom kładącym się całkiem na wznak może nieco obedrzeć plecy.


     Niżej, nieopodal głównego wejścia kolejny zestaw emocjonujących przejażdżek. Od lewej Crazy River (zjazd na dmuchanych kołach), Roller Coaster (pontony mknące w dół zakręconą, żółta zjeżdżalnią), Double Bubble i Little Splash (to samo, co Niagara, ale można zjechać jeszcze na pontonie), a także bardzo strome zjeżdżalnie Double Fall (podwójny spad) i Free Fall (po prostu zjazd w dół pod bardzo ostrym kątem). Cóż, przekonanie się właśnie do Free Falla przyszło mi chyba z większym trudem niż do Boomerangu. Ale zjechałem! 



      Tatralandia czynna jest cały rok. W zimie nie zjedziemy sobie co prawda na Black Hole lub Anakondzie, ale możemy z powodzeniem skorzystać z tego, co jest pod dachem. Urządzono tam zaś istną tropikalną wyspę z basenami termalnymi, repliką statku pirackiego, saunami, ławeczkami do masażu i urządzeniami do robienia fal. Nie zabrakło zjeżdżalni, a jakże! Wieża oferuje dostęp do Tornado, prowadzącego żądnych wrażeń gości przez gigantyczny lej, albo do łagodniejszych Black and White i Jungle Raft. Na matach zjedziemy z Monkey Slide i Rapido. Niezapomniane emocje, na zakrętach naprawdę można się przewrócić. 


     Miasteczko w stylu Dzikiego Zachodu przenosi odwiedzających w świat Indian i kowbojów. Tutaj adrenaliny dostarczy m.in. Gold Splash. Jest to wagonik wyciągany na wieżę kopalni złota. Rozpędzony jedzie w dół, po czym wyskakuje z toru...wprost do jeziorka. Kto przeżył Boomerang z łatwością zmierzy się i z tym wyzwaniem, niemniej na pierwszy rzut oka przypomina to wszystko skocznię narciarską. Można więc pobawić się w westernową odmianę Adama Małysza. Dookoła zbudowano wszystko to, co powinno się na Dzikim Zachodzie znajdować – biuro szeryfa, saloon, kościół, stację kolejową z jeżdżącym pociągiem... W jednym z budynków trenujemy także rzucanie tomahawkiem i strzelanie z łuku. 



     To tylko część atrakcji oferowanych przez Tatralandię. Nie wspomniałem o basenowym aerobiku, trampolinach, symulatorze swobodnego spadania, licznych barach i restauracjach z różnorodnym jedzeniem. Choć park ma swoje lata, systematycznie się rozwija i praktycznie co roku możemy testować nową zjeżdżalnię. Wróciłem poobijany, podrapany (głównie wskutek chęci spróbowania wszystkiego czego się da, łącznie z największymi zjeżdżalniami), ale bardzo zadowolony. Polecam każdemu, kto jeszcze nie był.


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Karp znów rozsławił Kaniów

      O XIII Święcie Karpia Polskiego mówiło się już na długo przed samą imprezą. Na portalach społecznościowych powstawały nawet grupy, których członkowie odliczali czas do rozpoczęcia kaniowskiego festynu. Jest to dowód na rosnące znaczenie marki, jaką niewątpliwie stał się wyhodowany przez Adolfa Gascha karp polski i na jednoznaczne kojarzenie gminy Bestwina właśnie z tą rybą. Rejestracje samochodów gości przybyłych w dniu 17 sierpnia na tereny rekreacyjne w Kaniowie z odległych nawet okolic, najlepiej potwierdzają prawdziwość powyższych słów. 





     Organizatorzy Święta Karpia, czyli Lokalna Grupa Rybacka „Bielska Kraina”, Centrum Kultury, Sportu i Rekreacji w Bestwinie, Sekcja Wędkarska im. A. Gascha działająca przy Ludowym Klubie Sportowym „Przełom” Kaniów oraz sam LKS dołożyli wszelkich starań, by program imprezy trafił w gusta osób w różnym wieku i o rozmaitych zainteresowaniach. Tak więc już od godziny 6.30 na akwenie „Miasteczko” rozpoczęły się zawody wędkarskie, w których wystartowało 65 zawodników. 31 z nich sprzyjało szczęście i mogli pochwalić się złowionymi rybami. Około godziny 11.30 najlepsi wędkarze otrzymali dyplomy i nagrody. Wręczenia dokonali wójt gminy Bestwina Artur Beniowski oraz kierownik Sekcji Wędkarskiej Roman Sas (zarazem członek komitetu LGR „Bielska Kraina”). Pogratulowali zawodnikom wytrwałości i zachęcili do dalszego włączania się w działalność Sekcji. Miejsca na podium zajęli: Paweł Pasierbek (12,14 kg), Rafał Olek (11,33) i Kamil Kost (7,51). W pierwszej piętnastce znaleźli się ponadto: Wojciech Lach, Andrzej Wizner, Sławomir Benecik, Marcin Buczek, Janusz Hałas, Mateusz Adamiec, Marcin Chmielniak, Kazimierz Dudziak, Ryszard Kotas, Janusz Niemiec, Włodzimierz Kaganiec, Jerzy Wizner. 






    
     Popołudniową część artystyczno – biesiadną tradycyjnie rozpoczął program dla dzieci. Najmłodszych rozbawił teatr „Małgo” z Częstochowy. W spektaklu „Bajkowy Przekładaniec” popularni bohaterowie baśni pokazali dzieciakom, że warto być uczciwym, koleżeńskim i zawsze pomocnym. Przedstawienie dopełniły konkursy z nagrodami – wzięli w nich udział także dorośli, a jedna z konkurencji polegała na rozpoznawaniu charakterystycznych motywów muzycznych z popularnych filmów.
    










     Równocześnie z teatrzykiem, na boisku LKS „Przełom” trwał mecz piłki nożnej, w którym gospodarze podejmowali KS Międzyrzecze. Spotkanie zakończyło się wynikiem 4:1 dla Kaniowa, a na listę strzelców wpisali się: Mirosław Danel, Damian Wojtas (Międzyrzecze), ponownie M. Danel, Marek Faruga oraz Mateusz Sikora.
     






     Kabaret „Baba z chopym” prezentujący oryginalny, śląski humor wprawił coraz już liczniejszą widownię w doskonały nastrój. Piosenki, dowcipy, stroje regionalne – wszystko to złożyło się na „Biesiadę Śląską”, trwającą aż do godziny 18.30.
     







     Gdy artyści zeszli ze sceny, nadeszła pora na część oficjalną – otwarcie Święta Karpia oraz wręczenie nagród i wyróżnień. Na estradzie pojawili się samorządowcy: wójt gminy Bestwina Artur Beniowski, wicestarosta bielski Grzegorz Szetyński, wiceprzewodniczący Rady Powiatu Bielskiego Bogusław Stolarczyk, radny powiatowy Grzegorz Boboń, radny i wieloletni prezes LKS „Przełom” Edward Jonkisz, sołtys Kaniowa Marek Pękala. Towarzyszył im kierownik Sekcji Wędkarskiej Roman Sas. Trójka zwycięzców zawodów wędkarskich odebrała puchary, natomiast statuetkami uhonorowani zostali: Za wieloletnie członkostwo w Sekcji Wędkarskiej: Leszek Dybek, Kazimierz Maroszek, Jacek Janusz, Ryszard Janusz, Władysław Godula. Za niesioną pomoc na rzecz rozwoju Sekcji Wędkarskiej: Marceli Kraus. Za pracę i włożony trud na rzecz rozwoju Sekcji Wędkarskiej: Ryszard Stolarski. Za wsparcie działalności Sekcji Wędkarskiej: Jacek Mikoda. Za bardzo dobre wyniki w klasie młodzieżowej: Artur Niemiec. Za pomoc w prowadzeniu strony internetowej Sekcji: Tomasz Gibas. Za wieloletnią pomoc w działalności Sekcji Wędkarskiej: Anna Góra. Za pomoc w organizowaniu Święta Karpia Polskiego: Barbara Iwanicka.
      










 „Gwiazdą Wieczoru” był zapowiadany na plakatach „VOX” – grupa muzyczna istniejąca od 1978 r., a dowodzona przez Witolda Paszta. Zespół dał bardzo energetyczny koncert, przypominając swoje największe przeboje, w tym „Bananowy Song”. Muzycy kilkakrotnie bisowali, pozostawiając po sobie wspaniałe wspomnienia. Kto chciał tańczyć dalej, mógł zresztą robić to do rana przy piosenkach zespołu „Albatros”. 





















  
     Nie byłoby Święta Karpia bez zaplecza gastronomicznego, zwłaszcza słynnej pieczonej, wędzonej ryby. Do wyboru goście mieli także dania barowe, lody i watę cukrową. Loterię fantową przygotował LKS „Przełom”, a dzieci mogły umalować buzie przy stoisku Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom, Młodzieży i Rodzinom „Z Sercem na Dłoni”. Swoją ofertę w specjalnych namiotach przedstawiły Lokalne Grupy Rybackie: „Bielska Kraina”, „Dorzecze Soły i Wieprzówki”, a także „Łowicka Grupa Rybacka”.  Patronat honorowy nad Świętem Karpia objęli Wójt Gminy Bestwina Artur Beniowski oraz Starosta Bielski Andrzej Płonka, zaś patronat medialny – „Magazyn Gminny”.















Wszystkie zdjęcia można obejrzeć w GALERII