Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biblioteka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biblioteka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 25 maja 2018

Piłkarz skazany na książki

    Po roku powrócił do Bestwiny najlepszy futbolista wśród literatów! Zbigniewa Masternaka pamiętają z pewnością kibice meczu reprezentacja pisarzy polskich – samorządowcy gminy Bestwina. Autor znakomitego, autobiograficznego cyklu „Księstwo” wydał tym razem pozycję poświęconą swojej największej pasji – oczywiście piłce nożnej. W dniu 25 maja w Gminnej Bibliotece Publicznej odbyła się premiera reportażu „Ciągle na spalonym”, w którym to Masternak opisuje swoje boiskowe perypetie.


    Na Ligę Mistrzów szans nie miał – podczas gdy inni intensywnie trenowali już od dziecka – on pomagał w pracach polowych i leczył trapiące go kontuzje. Zdołał jednak pograć w Koronie Kielce i następnie święcić triumfy w futbolu amatorskim czy też… błotnym. Jak wyznał: Dziś 11-12 lat to już zdecydowanie za późno na pierwsze treningi, Odstajemy od Zachodu, bo tam do klubów przychodzą już kilkulatki.  Pomału się to jednak zmienia, mój syn Wiktor szkolił się w akademiach FC Barcelony czy Legii Warszawa. Także w gminie Bestwina do piłki garną się coraz młodsze dzieci, czego wyrazem są sukcesy i liczne turnieje żaków bądź młodzików. 



    Z kolegami – pisarzami Zbigniew Masternak zwiedził niemal całą Polskę i Europę. Toczył boje z kadrą aktorów, polityków, radców prawnych oraz księży. Wszędzie gdzie się pojawiał, starał się promować polską kulturę i literaturę co jak widać działało, gdyż książki gościa naszej biblioteki przetłumaczono na języki niemiecki, serbski, bułgarski, macedoński, białoruski, ukraiński, rosyjski, wietnamski i mongolski. Najnowsza publikacja, „Ciągle na spalonym” powstała na kanwie piłkarskich doświadczeń z pomocą małżonki Renaty – autorki fotografii.



    W książce znalazło się ponadto wspomnienie z Bestwiny: Ciekawą imprezę przygotowała pani Teresa Lewczak, dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej w Bestwinie. W ramach Tygodnia Bibliotek zmierzyliśmy się z Reprezentacją Gminy Bestwina i dostaliśmy lanie 8:5. Możemy się tłumaczyć, że zagraliśmy rezerwowym składem, ale wójt Artur Beniowski i spółka byli zdecydowanie lepsi. Mimo tego, że omal nie spóźniliśmy się na mecz transportowani przez Krzysztofa Grykę który jak zwykle pomylił trasę i zacząłem grać bez rozgrzewki, to wypadłem całkiem przyzwoicie. Zdobyłem trzy ładne bramki (ponadto raz trafiłem w słupek i raz w poprzeczkę, czym znacząco podreperowałem sobie bilans w drużynie pisarzy. 50 meczów – 53 gole, czyli im jestem starszy, tym skuteczniejszy.

wtorek, 27 marca 2018

Peruwiańskie wagary Emila

    Zawsze był niespokojnym, „sportowym” duchem, wciąż gnało go dalej i dalej – i może dlatego jeszcze nie zdążył usiąść i opisać swoich podróży w książce. Emil Witt, młody globtroter z wielkopolskiej gminy Komorniki wyruszył do brazylijskiej dżungli już w wieku 18 lat! A jeszcze wcześniej wymykał się ze szkoły, by snuć wielkie plany wyprawowe, uczyć się języków i kompletować ekwipunek. „Twórcze wagarowanie” przerodziło się w pasję życia. Dziś pan Emil jest już doświadczonym obieżyświatem, który z każdym kolejnym wyjazdem uczy się nowych technik przetrwania. 27 marca przyjechał do Bestwiny i w czytelni Gminnej Biblioteki Publicznej z humorem opisywał i pokazywał na slajdach swe przygody we wspomnianej Brazylii i w Peru – w sercu Amazonii.


    Czy wiecie, że we wnętrzu łodygi bambusa można przyrządzić smaczny obiad? Umielibyście sporządzić odtrutkę na jad węża? Znacie techniki budowy tratwy z użyciem drewnianych „gwoździ”? Jeśli nie, to nic straconego, wystarczyło po prostu posłuchać Emila Witta. Wójt gminy Bestwina Artur Beniowski miał nawet okazję zakosztować życia Indian na żywo, podczas swojego urlopu wybierając się w niedostępne rejony świata wspólnie z gościem naszej biblioteki. A są to miejsca radykalnie inne od tych, które znamy. Nie ma czterech pór roku, śnieg pada tylko w górnych partiach Andów, domy nie potrzebują ścian, rosołu nie przyrządza się z kury, tylko na przykład z małpy. Mieszkańcy Limy albo Manaus wykazują się bardzo spontanicznym i serdecznym stylem bycia, potrafią w oczekiwaniu na autobus poderwać nogi do radosnego tańca – bez muzyki!







   U plemion ukrytych głęboko w dżungli fascynowały mnie oczy – wyznał podróżnik – są to oczy jak  u tygrysa, zawsze czujne, nie znać w nich znużenia, zmęczenia życiem. Nie ma tego u przedstawicieli cywilizacji zachodniej… Ambicją Emila było dotarcie do tych Indian, którzy jeszcze  żyją „po staremu”, umieją znajdować niewidoczne dla innych leśne ścieżki i nie noszą bawełnianych koszulek. Plemiona tego typu należą do rzadkości, stworzono dla nich specjalne rezerwaty. Zapewne dalsza ekspansja kultury europejskiej jest nieunikniona, posiada to wszakże swoje ciemne strony – choćby utratę indiańskiej tożsamości.





    Im więcej jeździ – tym mniej ze sobą nosi. Niepotrzebna mu ciężka strzelba zabierana na pierwsze eskapady. Trudy spiekoty i ulewy wynagradzane są przez wspaniałe widoki lub doznania akustyczne. Nocny koncert zamieszkujących dżunglę małp, ogromnych ropuch i owadów jest podobno jednym z najpiękniejszych przeżyć, jakich można doświadczyć. Wszechobecna ciemność, człowiek i natura w swoim bujnym rozkwicie.









    Czytelnię licznie wypełnili miłośnicy dalekich i bliskich podróży, wśród nich samorządowcy. Towarzysz pana Emila z Peru wójt Artur Beniowski, przewodniczący Rady Gminy Jerzy Stanclik, wraz z sołtys Bestwiny radną Marią Maroszek oraz duża grupa mieszkańców. Młodzieżowa Drużyna Pożarnicza z Kaniowa także zafascynowała się Ameryką Południową. Wkrótce żar tropików może jednak ustąpić miejsca zamieciom śnieżnym, gdyż obiektem zainteresowania gościa GBP stała się mroźna Syberia. 








    W podziękowaniu za ciekawy wieczór Emil Witt otrzymał od dyrektor biblioteki Teresy Lewczak książkę „Zamek w Bestwinie”, a wszyscy zainteresowani mogli zaopatrzyć się w oryginalne pamiątki prosto z Peru, w tym w ciepłe szale z alpaki.

czwartek, 23 listopada 2017

Historia nauczycielką życia – tajemnice wojennych dzienników Zofii z Drohojowskich Romerowej

    Mamy wielkie szczęście, że należymy do pokolenia, które od ponad 70 lat nie widziało wojny – stwierdziła Barbara Romer – Kukulska na spotkaniu z czytelnikami Gminnej Biblioteki Publicznej w Bestwinie w dniu 22 listopada – Wojna to niepewność jutra, to wieczne zagrożenie śmiercią. Ludzie, którzy ją przeżyli, po nastaniu pokoju faktycznie mogą czuć się jak nowo narodzeni. A kiedyś wielkie wojny wybuchały co 20, 30 lat… 


   
   Zawierucha I a potem II wojny światowej nie ominęła wielkiego rodu Romerów z Inwałdu, tych samych Romerów których związki z Bestwiną są przecież tak dobrze znane z uwagi na powiązania z rodziną arcyksięcia Leona Habsburga. Rodryg Romer urodzony w 1893 r., dziadek pani Barbary był nie tylko przyjacielem pana na bestwińskim zamku jeszcze z czasów służby wojskowej, ale także, po śmierci Leona, prawnym opiekunem wdowy po Habsburgu, Marii Klotyldy de Thuilliéres hr. Montjoye Vaufrey et de la Roche i jej dzieci! Zorganizowanie spotkania o Romerach akurat w Bestwinie nie jest więc bezpodstawne – a jeszcze więcej o naszej miejscowości mówią wspomniane w podtytule „Dzienniki...”








   
   Zapiski czekały na „odszyfrowanie" prawie 78 lat! Autorką jest żona Rodryga Romera, Zofia z Drohojowskich – urodzona 18 II 1893 r. w majątku Tulkowice. Podczas I wojny światowej była frontową pielęgniarką Czerwonego Krzyża, za co w 1916 r. została odznaczona honorowym srebrnym medalem z dekoracją wojenną. Przyszłego męża poznała w lazarecie, gdy opiekowała się rannym oficerem armii austriackiej. Był to oczywiście Rodryg! Podobno, jak głosi legenda rodzinna, wyleczony już kawaler „porwał” wybrankę serca aż do Przemyśla, gdzie poprosił o rękę ją samą i jej rodziców.





  
   W swoim dzienniku Zofia Romerowa unika jednak przesadnego romantyzmu – w słowach jest bardzo oszczędna, starannie je waży. Z pewnością nie chciała, by pamiętnik wpadł w niepowołane ręce i komuś zaszkodził. Niemniej w tekście pobrzmiewa troska o los rodziny dotkniętej konfiskatami mienia, migracjami we wschodnie rejony Polski oraz pobytami w obozach koncentracyjnych, co dotyczy szczególnie Rodryga. Ramy czasowe „Dziennika” obejmują okres od sierpnia 1939 aż do marca 1948 r. Jak to bywa z rodzinnymi kronikami, autorka pisze w zasadzie o wszystkim – od geopolityki i ruchów wojsk po prozaiczne sprawy takie jak przygotowywanie obiadu z produktów dostępnych w niełatwej przecież, okupacyjnej rzeczywistości. 




  Nie zawiedli się goście, którzy zdecydowali się spędzić wieczór razem z Barbarą – Romer – Kukulską, wnuczką Zofii i Rodryga. Pani Barbara wykazała się niezwykłym uporem i wykonała tytaniczną pracę, by babciny dziennik ujrzał światło dzienne.  - Elektroniczne nośniki mogą się zepsuć ale papier pozostaje, przenosi nas do świata który przeminął – wyznała. Czyż może nie wywoływać nostalgii epoka arystokratów, polowań z końmi, wielkich rautów na dworach cesarskich, ułańskich szarż i wielkich miłości pokonujących nawet druty kolczaste obozów śmierci? A dodajmy, że Barbara Romer – Kukulska na redakcji tekstu zna się jak mało kto – była m.in. radcą prawnym, prawnikiem górniczym, adwokatem, tłumaczem sądowym, publikowała w „Kobiecie i Życiu”, w „Rzeczpospolitej”, „Gazecie Wyborczej” i w mediach internetowych.





   Rozmowę z p. Barbarą przeprowadziła dyrektor GBP w Bestwinie Teresa Lewczak, aktywny udział wzięli również przewodniczący Rady Gminy Bestwina Jerzy Stanclik, przewodnicząca TMZB Dorota Surowiak, kustosz Muzeum Regionalnego Andrzej Wojtyła, choreograf zespołu „Bestwina” Sławomir Ślósarczyk, przewodnicząca KGW Bestwina Jadwiga Ozimina, przewodniczący Towarzystwa Przyjaciół Czechowic – Dziedzic Jacek Cwetler. Przybyły do bibliotecznej czytelni także osoby spoza gminy Bestwina, chcące lepiej poznać dzieje naszej małopolskiej „Małej Ojczyzny”.