Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

piątek, 31 lipca 2015

Bestwińska perła polskiego renesansu

    W Polsce nie posiadamy zbyt wiele sakralnych zabytków renesansowych. Potrafimy wskazać na Kaplicę Zygmuntowską na Wawelu, katedrę w Zamościu, kilka innych świątyń. Podobnie sprawa przedstawia się, jeśli chodzi architekturę małą (grobowce, epitafia, figury). Tym bardziej muszą więc cieszyć odkrycia dokonane w kościele Wniebowzięcia NMP w Bestwinie - odsłonięte zostało w nim szesnastowieczne epitafium - pomnik wojewody krakowskiego i kasztelana oświęcimskiego Stanisława Myszkowskiego (zarazem właściciela Bestwiny i fundatora kościoła) i jego żony Jadwigi z Tęczyńskich z Morawicy. Unikatowy zabytek, prawdopodobnie jedyny taki w woj. śląskim ukryty był dotychczas za osiemnastowiecznym ołtarzem głównym, teraz poddany został zabiegom konserwatorskim a po ich zakończeniu zostanie udostępniony mieszkańcom oraz turystom. 
 

 
    Konserwator dzieł sztuki, Joanna Borek - Firlejczyk ujawnia, że dzięki pracom renowacyjnym powiększa się stan naszej wiedzy i jesteśmy w stanie skorygować niektóre błędne wyobrażenia - Okazało się, że znajdująca się w bielskim muzeum historycznym rzeźba -jak mniemano św. Katarzyny czy też w innej wersji księżna Kordula to po prostu górna część epitafium. Mierzy ona 1,15 m i przedstawia symboliczną postać kobiecą, być może śmierć. Nie mogła być to Kordula, gdyż epitafium powstało dwieście lat przed jej życiem. 
 
 
    Zabytek pochodzi z czasów, gdy kościół w Bestwinie był zborem kalwińskim (wyznanie ewangelicko - reformowane) i wiarę tę wyznawał również wojewoda Myszkowski. Czterokondygnacyjny pomnik posiada bogatą symbolikę - drugą kondygnację poświęcono samemu kasztelanowi, natomiast czwartą - jego żonie Jadwidze. W środku znajdziemy płytę z łacińskim tekstem elegii, natomiast po bokach - pilastry w stylu jońskim z interesującymi wyobrażeniami tzw. "geniuszy śmierci" trzymających odwrócone pochodnie na znak gasnącego życia. Są także rodowe herby z dominującym w zwieńczeniu herbem Jastrzębiec. Należy zwrócić uwagę, że w Bestwinie epitafium umieszczono w apsydzie kościoła, a to zazwyczaj się nie zdarzało - co nadaje naszemu skarbowi jeszcze większą wartość.
 


    Jak zwraca uwagę Irena Kontny ze Śląskiego Centrum Dziedzictwa Kulturowego w Katowicach, pomnik ma wymowę głównie symboliczną, nie jest nagrobkiem gdyż małżonkowie zostali pochowani na cmentarzu ewangelickim w Krakowie. O samym Stanisławie Myszkowskim czytamy na stronie ŚCDK tak: Myszkowscy byli aktywnymi działaczami obozu kalwińskiego w czasach rządów ostatniego z Jagiellonów. Stanisław zaliczał się do znaczniejszych przedstawicieli magnackiego rodu Myszkowskich, piastował wiele odpowiedzialnych stanowisk w Koronie Królestwa Polskiego: urząd krojczego koronnego, starosty malborskiego, kasztelana sandomierskiego oraz starosty generalnego krakowskiego i wojewody sandomierskiego. Współpracował i był blisko związany z królem Zygmuntem II Augustem. 
 

 
   Ksiądz Cezary Dulka, proboszcz bestwińskiej parafii i pani konserwator zgodnie mówią, że pracy przy pomniku jest multum, a demontaż ołtarza głównego i zabezpieczanie znaleziska to dopiero początek. - Po zakończeniu czyszczenia rozpocznie swoje badania historyk sztuki, który przeprowadzi dogłębną analizę. Nasze działania polegają na odsłanianiu epitafium i odwracaniu procesów niszczących go, zabezpieczeniu i wzmocnieniu. Od kilkuset lat przecież nikt tym pomnikiem się nie zajmował, nie było dostępu powietrza, doszło do zawilgocenia, zasolenia i zagrzybienia. Zakres rekonstrukcji ustali komisja konserwatorska - ona zdecyduje, które ubytki będą rekonstruowane, a które nie.
 

  
   Jeśli nie będzie większych przestojów to być może za dwa lata zwiedzający będą mogli przejść za ołtarz przez bramki i podziwiać epitafium w pełnej krasie. Przywrócone będą ponadto oryginalne elementy ołtarza z tabernakulum i obrazem włącznie. Trwają starania o pozyskanie z muzeum wspomnianej wcześniej rzeźby a także o środki finansowe konieczne do sfinalizowania całego przedsięwzięcia. I etap prac jest finansowany dzięki dotacji Śląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.
 
 
Bardzo dziękuję parafii w Bestwinie za udostępnienie zdjęć. Wszystkie znaleźć można TUTAJ 
 
Opis odkrycia na stronie Śląskiego Centrum Dziedzictwa Kulturowego - LINK

Artykuł z "Gościa Niedzielnego" autorstwa Aliny Świeży - Sobel - LINK

wtorek, 28 lipca 2015

Cień Stalina nad Gori

    Z pomnika przed budynkiem spogląda groźnie na turystów wąsata twarz dyktatora, ze ścian zwisają czerwone sztandary a żołnierze na fotografiach maszerują w rytmie "Pożegnania Słowianki". Czy właśnie cofnęliśmy się w czasie? Poniekąd tak, Muzeum Stalina w Gori to miejsce gdzie twarzą w twarz spotykamy się z epoką kultu czerwonego satrapy i jego pełnych terroru rządów.





    Traktujcie drodzy państwo ten obiekt jako swoiste "muzeum o muzeum" - powiedział nasz przewodnik i miał rację, gdyż faktu istnienia Muzeum Stalina nie można dziś odbierać jako przejawu uwielbienia Gruzinów dla swojego bądź co bądź rodaka. Placówka istnieje raczej ku przestrodze. Została wybudowana w roku 1937, w 1953 przekształcona była w muzeum-pomnik ku czci i przez wiele lat się nie zmieniła, nie można liczyć na ekspozycję multimedialną - dodano w zasadzie tylko część poświęconą zbrodniom stalinowskim. Pamiętajmy, iż za czasów Stalina zostało zgładzonych nawet do kilkudziesięciu milionów ludzkich istnień - włączamy w to Wielki Głód na Ukrainie, Katyń, czystki w armii, karne kompanie wojskowe, łagry, budowę Kanału Białomorskiego itd. 







    Co zatem w muzeum zobaczymy? Dominuje materiał fotograficzny (część zdjęć na użytek propagandy poddano fotomontażowi), dokumentacja, portrety Stalina z różnych okresów jego życia oraz rozmaite dary które przywódca ZSRR otrzymywał w wiernopoddańczym hołdzie. Jedną z drewnianych płaskorzeźb podarowali na przykład członkowie Koła PZPR z odlewni w Pasłęku wraz z załogą fabryczną. Chińczycy sprezentowali Josifowi Dżugaszwili różnorakie wazy zaś Czechosłowacja - ozdobny akordeon. Wiele z tych prezentów to tak zwane "durnostojki" lub "zbieracze kurzu" - przyciski do papieru, figurki... Nic dziwnego że Stalin często z miejsca odsyłał je do muzeum. Szczególnie upiorne wrażenie robi sala z maską pośmiertną wodza ZSRR - masek tych na świecie znajduje się tylko dwanaście.







    Chyba najciekawszym obiektem jest opancerzony wagon którym Józef Stalin pojechał na konferencje Wielkiej Trójki do Jałty i Poczdamu. Natomiast pod specjalnym zadaszeniem znajduje się (podobno autentyczny) dom rodzinny dyktatora gdzie w dniu 10 XII 1878 r. przyszedł na świat przyszły komunistyczny oprawca - matką była Jekaterina z domu Geładze a ojcem wiecznie pijany szewc Wissarion Dżugaszwili. W drewnianym domku odtworzono wnętrza z czasów dzieciństwa Stalina.







   Po wyjściu z muzeum turyści mają mieszane uczucia. Niektórzy odczuwają niesmak ale sądzę, że miłośnicy historii odbierają odwiedziny w placówce jako ważną lekcję z której należy wyciągnąć wnioski. Historia wszak lubi się powtarzać. Czy niektóre ze stalinowskich metod nie są powtarzane przez współczesnych naśladowców generalissimusa? 



niedziela, 26 lipca 2015

Gelati - dziedzictwo Dawida Budowniczego

   Tym wpisem, pierwszym po urlopowej przerwie, rozpoczynam cykl artykułów opisujących wrażenia z podróży do Gruzji i Armenii. Są to kraje położone na pograniczu Europy i Azji - o długiej i fascynującej historii, ciekawej kulturze i smacznej kuchni. Kraje pełne kontrastów i sprzeczności, wciąż jeszcze zmagające się z cieniem ZSRR - ale mimo wszystko walczące o swoją tożsamość i o pokazanie światu swojego bogatego dorobku. Warto poznać Zakaukazie gdyż o tym rejonie rzadko wspomina się na lekcjach geografii a co dopiero na historii! Sądzę, że niewielu z nas zna takie postacie jak Dawid IV Budowniczy i królowa Tamara, nieliczni wiedzą czym jest Wardzia, Sweti Cchoweli, Sewanawank, Sanahin... postaram się zatem w niniejszym cyklu zaznajomić bliżej czytelników bloga z cudami Gruzji i Armenii.







    Zwiedzanie Gruzji rozpocząłem od miasta Kutaisi a dokładnie od położonego w jego okolicy klasztoru Gelati. To dla Gruzinów miejsce szczególne, dawny uniwersytet i klasztor w jednym - bardzo ważny w średniowieczu ośrodek naukowy, w swoim czasie jeden z najlepszych na świecie. Historia Gelati związana jest ściśle z postacią jednego z najwybitniejszych władców Gruzji - Dawida IV Budowniczego. Król Dawid, wywodzący się z dynastii Bagratydów, panował w latach 1089 - 1125, zjednoczył Gruzję, pokonał w bitwie pod Didgori Turków seldżuckich i uczynił z kraju kwitnące królestwo. Budując Gelati pragnął by nauczali w nim najlepsi wykładowcy (w owym czasie zazwyczaj duchowni) i aby stamtąd promieniowała filozofia i teologia. Ostatecznie klasztor stał się miejscem wiecznego spoczynku władcy - grób można oglądać w jednej z bram wejściowych.






  Pieczę nad miejscem sprawuje Gruziński Kościół Prawosławny - wspólnota autokefaliczna na której czele stoi patriarcha Eliasz II. Kościół gruziński jest nieodłącznym elementem tożsamości narodowej, nie wolno poddawać go krytyce a mnisi i księża są darzeni wielkim szacunkiem. W ostatnich latach obserwuje się powrót Gruzinów do prawosławia, tradycyjnej dyscypliny postej, kultu lokalnych świętych (św. Nino, Dawid, Tamara) - odżywa to, co zostało usunięte w cień w czasach Związku Radzieckiego. 




    W czasie pobytu w gruzińskich świątyniach - w Gelati, Sweti Cchoweli czy gdziekolwiek indziej pamiętajmy o skromnym ubraniu - w przypadku kobiet będzie toi nakrycie głowy i ramion, w przypadku mężczyzn - długie spodnie. Może się zdarzyć, że czujny mnich po prostu nie wpuści nas do środka gdy uzna, że odzialiśmy się niegodnie. Wystrój świątyń wynagradza jednak wszystko, w samym Gelati do obejrzenia są na przykład wspaniałe freski.