Zachęcony zeszłoroczną przygodą, znów wyruszyłem na drogi i dróżki miasta Pszczyna, by wziąć udział w Grze Książęcej. Odbywająca się 4 sierpnia w ramach "Daisy Days" zabawa miała miejsce już po raz czwarty. Głównym celem było odnalezienie zaginionych pereł Marii Teresy Cornwallis - West (czyli właśnie Daisy), które podarował je jej mąż.
W porównaniu do poprzedniej edycji, ta z roku 2012 cechowała się większą dynamiką (brak kolejek do poszczególnych zadań), ale też zrezygnowano całkowicie ze sprawdzenia kreatywności uczestników. O ile w zeszłym roku należało na przykład ułożyć wiersz lub odegrać scenkę, teraz właściwie jedyną rzeczą wymagającą większego namysłu stało się odczytanie haseł zapisanych dość prostym szyfrem. Przy reszcie zadań przydawała się umiejętność szybkiego odnajdywania tablic informacyjnych umieszczonych wokół zabytków...albo czytania przewodnika. Szybkość, szybkość i jeszcze raz szybkość - to klucz do sukcesu. Wytrwali zbieracze punktów nie mieli czego szukać, gdyż potrzebne były one tylko i wyłącznie po to, aby przejść do kolejnego etapu. Komu ich brakowało - zawsze mógł zadanie poprawić.
Jak przebiegała trasa gry? Uczestnicy, w liczbie ok. 160 startowali pod ratuszem, skąd musieli udać się do Pokazowej Zagrody Żubrów. Tam rozmieszczono zielone kartki z zadaniami - pytaniami o żubrzą ciążę, pożywienie tych wielkich ssaków lub historię ich pobytu w Pszczynie. Jeszcze tylko wpis punktów na kartę - i biegiem pod Zamek. Tu kilka szybkich zadań w rodzaju podania nazwiska twórcy "Ławeczki Daisy", ogrodnika, który wyhodował różę jej imienia, czy też wpisania postaci świętego widniejącego na fasadzie budynku. Od zamku droga prosta do Muzeum Prasy Śląskiej i pytań w stylu prawda/fałsz. Należało zdecydować, czy sensacyjne fakty prasowe z życia Daisy rzeczywiście miały miejsce, czy tylko wyssano je z palca? Kto uporał się i z tym wyzwaniem, a także zgromadził wystarczającą ilość punktów, otrzymywał kartę z szyfrem. Hasło "Ciemna Nocka" podane strażnikowi w Lodowni kierowało śmiałków na groby Anhaltów (zadanie to uzupełnienie brakującego wyrazu w epitafium), Herbaciarni (policzenie okien) i Domku Ogrodnika (podanie ilości wanien w dawnej łaźni). W Bramie Chińskiej zliczono punkty - zaszyfrowane hasło dawało bilet do bramy skansenu, a tam już czekały tajemnicze pudełka. W jednym z nich leżał klucz do pereł. Zwycięska ekipa znalazła je w 1,5 godziny, ale muszę pochwalić się, że teamowi z Kaniowa złożonego ze mnie i Kamila, także wiele nie brakowało. Na pocieszenie otrzymaliśmy gratulacje od samej Daisy i jej wścibskiej służącej.
Wygrać się nie udało, ale zabawa zapewniła sporo adrenaliny, potu i wyraźnego spadku masy ciała, widocznego na wadze ;) Faktycznie poszukiwacze skarbów nabiegali się nieźle, przednią zabawę mieli także organizatorzy poprzebierani w stroje z epoki. Już czekam na następny raz!
Zdjęcia można zobaczyć TUTAJ:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz