Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

czwartek, 29 października 2015

Niegościnna planeta - o filmie "Marsjanin"

    Po lotach załogowych na orbitę okołoziemską i na Księżyc eksploracja Marsa przez ludzi wydaje się być następnym logicznym krokiem. Być może stanie się ona rzeczywistością już niedługo. Przyzwyczajeni do tej myśli rzadko zdajemy sobie sprawę z trudności jakie należy pokonać w drodze na Czerwoną Planetę. Choć jest naszym "sąsiadem" w Układzie Słonecznym znajduje i tak niewyobrażalnie daleko - od 55 do 400 mln km! Chociaż pory roku podobne są do ziemskich to amplitudy temperatur są ekstremalne. Do tego dołóżmy gwałtowne burze piaskowe, atmosferę składającą się głównie z dwutlenku węgla itd. Mars przyszłym zdobywcom może pokazać swoje marsowe oblicze i nie wybaczyć popełnionych błędów, szczególnie w pierwszej fazie kolonizacji. Książka Andy'ego Weira "Marsjanin" i film Ridleya Scotta pod tym samym tytułem opowiadają właśnie o zmaganiach człowieka z Marsem - a może przede wszystkim o woli przeżycia w sytuacji gdy szanse na ratunek są bardzo małe.
    Fabuła "Marsjanina" jest nieskomplikowana. Na skutek zaskoczenia przez burzę piaskową astronauci muszą awaryjnie opuścić swoją bazę na powierzchni planety, w miejscu zwanym "Acidalia Planitia". Niestety w trakcie ewakuacji tracą kontakt ze swoim kolegą Markiem i wracają na statek-matkę bez niego. Mark jednak żyje, chociaż NASA uznała go już za zmarłego. Gdy tylko zauważono, że baza jednak jest zamieszkała rozpoczyna się morderczy wyścig z czasem o uratowanie "marsjańskiego Robinsona". 
    Można zapytać jak Mark Watney (w tej roli Matt Damon) zdołał przetrwać tyle miesięcy na pustynnej planecie, skoro ekspedycja ratunkowa może być kwestią nawet całych lat. Zaważyły na tym umiejętności głównego bohatera, który z wykształcenia jest botanikiem (w bazie hoduje ziemniaki!) a przy tym całkiem nieźle zna się na mechanice, umie przystosować do dalekich wypraw łazik, załatać uszkodzoną śluzę albo wykorzystać do komunikacji z Ziemią starą sondę Mars Pathfinder z  1996 r. Oczywiście duży nacisk położono na psychologię, rozterki ekipy naziemnej i samego Marka, wybory moralne związane na przykład ze zignorowaniem poleceń zwierzchników. Tego w filmie nie brakuje, więc nie można powiedzieć, że jest on po hollywoodzku płytki. Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy lepszy niż "Grawitacja" lecz z pewnością zmuszający do myślenia nad szansami i zagrożeniami podróży międzyplanetarnych. Osoby zainteresowane astronautyką czy też science-fiction w klasycznym wydaniu nie będą "Marsjaninem" zawiedzione. Pozostali mogą zwrócić uwagę na bardzo ładne zdjęcia i duży ładunek sarkastycznego, wisielczego humoru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz