Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Brad Pitt kontra apokalipsa zombie

      Film „World War Z” zaczyna się niepokojąco. Światowe serwisy informacyjne podają wieści o nowym typie wirusa atakującym najpierw zwierzęta, później ludzi. Wydawać by się mogło, że to kolejna epidemia w typie SARS albo ptasiej grypy, zatem ludzie nie zważając na medialne doniesienia starają się prowadzić normalne życie.
      I taki też zwyczajny dzień rozpoczyna rodzina Lane. Tata Gerry, w którego wcielił się Brad Pitt smaży pyszne naleśniki, po czym cała czwórka wsiada do samochodu. Sielanka kończy się dopiero w ogarniętym paniką mieście, do którego wirus już dotarł. Rodzince dzięki niemal rajdowej ucieczce udaje się cudem wydostać, ale od tego momentu zaczyna się walka o przetrwanie.
      Przetrwanie jest słowem kluczowym, gdyż w przypadku tego konkretnego wirusa nie można epidemii tak po prostu przeczekać. W jednej z dalszych scen filmu powiedziano – „ruch to życie” i faktycznie, kto nie przemieszcza się, ten ginie. Wirus w szybkim tempie zamienia ludzi w zombie – nie powolne zombiaki w ślimaczym tempie powłóczące nogami, ale niewiarygodnie szybkie bestie mający jeden jedyny cel – zarazić. Ukąszony po chwili dołącza do tej makabrycznej społeczności, toteż ilość potworków wzrasta w tempie wykładniczym. Niedobitki ludzkości chronią się gdzie mogą, trwa ewakuacja na lotniskowce czy też do ogrodzonych fortec. Naprawdę nie ma już ratunku?
      Jak już wszyscy się domyślają, z pomocą przyjdzie niezawodny Brad Pitt, będący nie zwyczajnym zjadaczem chleba, ale agentem Organizacji Narodów Zjednoczonych. Nieprzeciętne umiejętności bohatera zwracają uwagę jego przełożonych, którzy specjalnie po niego wysyłają śmigłowiec (do którego oczywiście trzeba przebić się przez zainfekowane miasto). Rodzinka ląduje na lotniskowcu, natomiast bohater nie ma wyboru – musi dotrzeć do sedna sprawy, rozwikłać zagadkę tajemniczej choroby i znaleźć remedium. Z początku do pomocy ma słynnego wirusologa z Harvardu, lecz później wszystko się komplikuje.
      Nie chcę spoilerować, opowiadać całej fabuły, gdyż zepsułbym zabawę. Zdradzę tyle, że dzieje się dużo, akcja dynamicznie przenosi się z miejsca na miejsce, zaś naszemu agentowi przyjdzie zwiedzić wojskowy obóz w Korei, ogrodzoną murem (jakże by inaczej ;)) Jerozolimę oraz mroczne korytarze laboratorium WHO w Walii. Wszędzie czyha zagrożenie, jak przystało jednak na Hollywood, happy end jest obowiązkowy. Chociaż sposób, w jaki uporano się z zarazą, mocno zaskakuje. I nie, nie jest to wybicie zombiaków przy pomocy pocisków nuklearnych.
      Daleko omawianemu filmowi do krwawych horrorów w stylu gore, gdzie ketchup udający krew leje się hektolitrami, zaś mózgi ofiar co kilka sekund rozbryzgują się na koszuli. Reżyser z uwagi na młodszych widzów (co przekłada się na sukces kasowy) postarał się być mniej dosłownym, stawiając raczej na budowanie napięcia psychologicznego. Nie uświadczymy tu skomplikowanej fabuły albo też rewolucyjnych efektów – co nie znaczy, że film jest zły. Jeśli widz lubi kino katastroficzne w sosie science-fiction, nie wyjdzie z kina niezadowolony.
      Czy „World War Z” ma jakieś przesłanie? Ja odczytałbym je w ten sposób – nigdy nie jesteśmy bezpieczni. Wojna z niewidzialnym wrogiem – drobnoustrojami trwa przez cały czas, gdyż jak wiemy uodparniają się one na szczepionki czy antybiotyki ewoluując w coraz groźniejsze szczepy i wywołując epidemie. Grypa tzw. hiszpanka zebrała śmiertelne żniwo większe niż pociski wystrzelone podczas całej pierwszej wojny światowej! Następna pandemia może być kwestią czasu i nawet nie jeśli nie zamieni ludzi w zombie, da się nam mocno we znaki. Dla wirusów nie ma granic państwowych, sojuszy wojskowych i porozumień politycznych. Jest czysta biologia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz