Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

środa, 3 lipca 2013

Anglia w tydzień (5) - Zaklęci w wosku

   To nie muzeum z eksponatami w gablotach. Nie ma złotych monet, starych mebli, obrazów, broni. Jedynymi eksponatami są ludzie. Ludzie poddani zabiegowi zatrzymania w czasie. Oczywiście nie mam na myśli hibernowania kogokolwiek, zatrzymanie to jest bowiem symboliczne - chodzi o woskowe podobizny. Łatwo więc zgadnąć, że kolejne ścieżki mojej podróży po Londynie zawiodły mnie do Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud.







     Ciekawa jest geneza powstania tej placówki, w Londynie położonej przy Marylebone Road, ale posiadającej swoje filie także w innych miastach. W 1835 r. Marie Grosholtz (właściwe nazwisko założycielki) przybyła do Londynu z woskowymi odlewami głów arystokratów ściętych podczas rewolucji francuskiej. Dało to początek imponującej kolekcji, liczącej dzisiaj około kilkaset postaci - ludzi z dawnych epok, ze świata polityki, sportu, kultury, rozrywki. Obok Henryka VIII stoi Charles Dickens, a nieopodal brytyjskiej rodziny królewskiej teorię względności tłumaczy Albert Einstein. Młodsze turystki robią sobie bez opamiętania "słit focie" z zespołem "One Direction" lub wampirami ze "Zmierzchu". Rzecz jasna mnie najbardziej interesowały figury historyczne, ale nie pogardziłem klasykami rocka, czy też przywódcami religijnymi. 











Pomyli się ten, kto powie, że "Madame Tussauds" to tylko statyczne figury, służące tylko do cykania z nimi fotek na Facebooka. Istnieją w muzeum również sale interaktywne, dynamiczne. Na przykład w gabinecie grozy role zombie czy duchów grają żywi aktorzy. Przechadzającym się między nimi gościom do gardła podchodzi serce, wątroba i wszystkie wnętrzności. A jeśli jesteś nastolatką - pisk i panika są obowiązkowe. Inną ciekawą atrakcją jest tzw. Spirit of London - przejażdżka kolejką będącą wehikułem czasu. Jadąc, śledzimy jak zmieniało się miasto, oglądamy przerażające sceny z czasów zarazy lub wielkiego pożaru z 1666 r., lecz optymizm budzi w nas era wiktoriańska, zwycięstwo pod Trafalgarem, czy rozbawiony Londyn lat 60, kiedy królami kobiecych serc byli Beatlesi. Niestety w tej części Muzeum nie można było robić zdjęć - co nie znaczy że te co mam nie są ciekawe ;)













     Na koniec idziemy do kina. To kino tzw. 5D, ja miałem okazję oglądać krótkometrażówkę o przygodach herosów z komiksów Marvela - Iron Mana, Spider Mana, Hulka, Kapitana Ameryki itd. ratujących stolicę Wielkiej Brytanii przed zagładą. Było rzucanie taksówkami i budkami telefonicznymi oraz nalot elektronicznych owadów. Fabuły w zasadzie brak, ale efekty wgniatające w fotel. Zresztą komiksowi bohaterowie witają turystów i na korytarzach, całkiem przyjemnie jest poczuć się dużym dzieckiem i zapozować do fotografii wspólnie z człowiekiem - pająkiem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz