Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

czwartek, 28 maja 2015

Skąd nasz ród?

   Czy znacie dzieje Waszych rodzin, rysujecie drzewa genealogiczne, pytacie o daty urodzin, śluby, pogrzeby, interesuje Was co porabiał Wasz dziadek lub pradziadek? Myślę, że prędzej czy później każdy odczuwa potrzebę "sięgnięcia do korzeni". Nie cenimy sobie tego w dzieciństwie, za to gdy przemijają lata, pojawia się słowo - klucz: nostalgia. Chcemy wiedzieć, skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy. Ale po kolei... 


   Cała historia zaczęła się kilka miesięcy temu, kiedy na portalu społecznościowym nasza rodzina nawiązała kontakt z Josephem - wnukiem Jana, brata naszego dziadka Władysława. Jan w młodym wieku wyemigrował do USA, tam zdążył założyć rodzinę, mieć syna. lecz w młodym wieku zmarł i w zasadzie kontakt się urwał... O istnieniu Josepha i jego siostry dowiedzieliśmy się z facebooka - nastąpiła wymiana maili, deklaracja chęci odwiedzin - aż w końcu w dniach 21 - 24 maja gościliśmy w "Starym Kraju" sympatycznego kuzyna, prawnika z Manhattanu.




   Sentymentalna podróż amerykańskiego krewnego rozpoczęła się w Krakowie. Po przybyciu do królewskiego grodu Joseph samodzielnie zwiedził Kazimierz i Rynek Główny, zaś następnego dnia wspólnie z bratem poszliśmy na Wzgórze Wawelskie - Dzwon Zygmunta, Groby Królewskie, sarkofagi Lecha i Marii Kaczyńskich, Józefa Piłsudskiego, Katedra, Smocza Jama - narodowe skarby Polski zrobiły na gościu duże wrażenie - Stany Zjednoczone są przecież krajem bardzo młodym! 







   Z Krakowa udaliśmy się do Wieliczki - zabytkowa kopalni soli to atrakcja znana wszystkim Polakom, lecz dla turystów zza granicy to prawdziwy magnes, jeden z powodów dla którego odwiedzają Polskę. W kopalni dostępne są dwie trasy: klasyczna, zwana turystyczną i bardziej ekstremalna, tzw. górnicza. Zdecydowaliśmy się na pierwszą, ponieważ daje ona możliwość zobaczenia kaplicy św. Kingi, solnych rzeźb i poznania historii żup krakowskich - przewodniczka oprowadzała oczywiście w języku angielskim.









   W piątek oprowadzaliśmy Josepha po byłym niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym Auschwitz - Birkenau. Wyprawa  w atmosferze zadumy, refleksji... lecz ważna, zwłaszcza dlatego że nie zawsze na Zachodzie zwraca się podczas nauki historii uwagę na naszą część Europy. Akurat Joseph jest bardzo dobrze wykształconą i oczytaną osobą, ale wiemy że w amerykańskich i europejskich mediach można natknąć się na przeróżne przekłamania. Zatem najlepiej przyjechać i zobaczyć wszystko samemu.









   Druga część wizyty miała charakter bardziej rodzinny - po kilkuset kilometrach podróży odwiedziliśmy rodzinę w miejscowości Blizianka w powiecie strzyżowskim pod Rzeszowem. Z tej niewielkiej wioski pochodzi moja babcia i dziadek Władysław - tam właśnie się poznali i stamtąd wyjechali za chlebem do Kaniowa. Dziadek posiadał liczne rodzeństwo - wspomnianego Jana, Teofila, Hannę, Julię, Karolinę, Marię i Genowefę. Część została w Polsce, część wyjechała do Francji, a Jan i Hanna - do USA, przy czym Hanna wstąpiła do zakonu sióstr felicjanek i była znana pod imieniem Maria Lucida.
    W Bliziance znajdują się dwa warte naszej uwagi budynki. Pierwszy z nich to drewniana cerkiew grekokatolicka pw. Zaśnięcia NMP. Cerkiew po II wojnie światowej została zamieniona na kościół rzymskokatolicki i służyła mieszkańcom aż do wybudowania nowego kościoła pw. Podwyższenia Krzyża św. Obecnie piękny, drewniany zabytek jest w remoncie, lecz z zewnątrz wygląda wręcz pocztówkowo. Prawdopodobnie chrzest św. przyjęli w tym kościółku moi pradziadkowie i dziadkowie.













   Dotarliśmy także do domu pradziadka Michała a raczej tego, co po tym domu zostało. Żeby dojść do zniszczonej, drewnianej chaty i stodoły należy pokonać wysoką trawę, gęsty las, rzekę w bród (most jest zniszczony) i strome zbocze. Sam domek nie jest może jeszcze w całkiem opłakanym stanie, ale w stodole brakuje już jednej ściany i dzika przyroda wkracza tam, gdzie niegdyś żyli ludzie. Tworzy to wszystko niesamowity klimat, rodem z filmów fantasy. Niesamowicie wygląda zwłaszcza osobna piwniczka, w lokalnym dialekcie - "sklep".













   To co dobre szybko się kończy i szybko upłynęła pełna wrażeń podróż w przeszłość. A było warto, gdyż w księgach parafialnych w Bliziance znaleźliśmy imiona i nazwiska pradziadków, prapradziadków a nawet..praprapradziadków ;) Z kolei od Josepha usłyszeliśmy sporo ciekawostek o życiu, pracy czy edukacji w USA. Dodam, że jest on nie tylko prawnikiem lecz również doskonałym gitarzystą tworzącym oryginalną muzykę! Dobrze jest poznać rodzinę, z którą zawsze można miło spędzić czas i wychodzi się dobrze nie tylko na zdjęciu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz