Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

środa, 12 lutego 2014

Nemezis marszałka Kulikowa - o filmie "Jack Strong" i nie tylko

     Z historią życia pułkownika Ryszarda Kuklińskiego zapoznałem się już dość dawno. Być może było to jeszcze w szkole podstawowej. I właściwie od początku wiedziałem, po której stronie stanąć w dyskusji pod hasłem "bohater czy zdrajca". Oczywiście życie to nie film czy powieść i wciąż jeszcze gra wywiadów z czasów zimnej wojny skrywa wiele niejasności, lecz dokonując ogólnego bilansu, zapisuję Kuklińskiego po "jasnej stronie mocy". Dlaczego więc tak a inaczej? 


     Ktoś mógłby powiedzieć: "Nieważne, jakie państwo polskie było w okresie 1945-1989. Ono było, posiadało podmiotowość międzynarodową i Kukliński działał na jego szkodę". Ja uważam, że jeżeli w pewnych obszarach jakaś suwerenność istniała, na pewno nie było jej w sferze obronności. Tą bowiem całkowicie podporządkowano doktrynom wojskowym Związku Radzieckiego. Najsławniejsza to oczywiście tzw. "doktryna Breżniewa" zakładająca możliwość interwencji zbrojnej "bratnich państw" w wypadku zagrożenia socjalizmu w którymkolwiek z nich. Stworzono ją, by usprawiedliwić stłumienie "Praskiej Wiosny" w Czechosłowacji - również przy użyciu polskich czołgów. Trudno tu więc mówić o samostanowieniu.
    Podległość wobec Kremla przejawiała się na jeszcze inne sposoby. W 1976 r. Sejm PRL nowelizując konstytucję, wprowadził do Ustawy Zasadniczej socjalizm, wiodąca rolę PZPR i przyjaźń z ZSRR. Owa "przyjaźń" była zaakcentowana w rocie przysięgi wojskowej: Ja, obywatel Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, stając w szeregach Wojska Polskiego, przysięgam Narodowi Polskiemu być uczciwym, zdyscyplinowanym, mężnym i czujnym żołnierzem, wykonywać dokładnie rozkazy przełożonych i przepisy regulaminów, dochować ściśle tajemnicy wojskowej i państwowej, nie splamić nigdy honoru i godności żołnierza polskiego. Przysięgam służyć ze wszystkich sił Ojczyźnie, bronić niezłomnie praw ludu pracującego, zawarowanych w Konstytucji, stać nieugięcie na straży władzy ludowej, dochować wierności Rządowi Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Przysięgam strzec niezłomnie wolności, niepodległości i granic Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej przed zakusami imperializmu, stać nieugięcie na straży pokoju w braterskim przymierzu z Armią Radziecką i innymi sojuszniczymi armiami i w razie potrzeby nie szczędząc krwi ani życia mężnie walczyć w obronie Ojczyzny, o świętą sprawę niepodległości, wolności i szczęścia ludu. Gdybym nie bacząc na tę moją uroczystą przysięgę obowiązek wierności wobec Ojczyzny złamał, niechaj mnie dosięgnie surowa ręka sprawiedliwości ludowej.
     Taką to, dość mocno przesiąkniętą ideologią przysięgę Kukliński niewątpliwie złamał, od 1972 r. współpracując z CIA. Historia tej współpracy została w fabularyzowany sposób przedstawiona w filmie Pasikowskiego "Jack Strong". Zaletą filmu jest być może nie tyle sama akcja (choć ona też przyciąga uwagę), ale pokazanie motywów, które pchnęły bohatera do takiej a nie innej decyzji. Kluczem jest sformułowanie "Stan wyższej konieczności". Jako młody i zdolny "sztabowiec" Ryszard Kukliński doskonale orientował się w zamierzeniach Moskwy, dla której państwo polskie, w wypadku przyszłego konfliktu z NATO byłoby niczym innym jak buforem, obszarem który można rzucić na żer głowicom nuklearnym. ZSRR uderzyłoby z pewnością pierwsze, mając świadomość, że nie jest w stanie ekonomicznie wytrzymać dalszego wyścigu zbrojeń. Plany takiej inwazji zresztą istniały, zgodnie z "doktryną Ogarkowa" o której więcej w artykule "Czy Jaruzelski zapobiegł III wojnie światowej" - link TUTAJ

Hipotetyczny plan ataku wojsk LWP na Danię i Belgię
   Alarmując Zachód, "Jack Strong" poruszył wywiadowczą machinę pozwalającą przygotować dyplomatyczną reakcję na zamierzenia twardogłowych militarystów w rodzaju właśnie marszałka Wiktora Kulikowa. I z dużym prawdopodobieństwem to te działania, a nie poczynania Jaruzelskiego. Jak pisze Marcin Herman w linkowanym wyżej artykule: Na początku grudnia 1980 roku, na podstawie informacji uzyskanych od Kuklińskiego, Amerykanie dowiedzieli się, że interwencja sowiecka jest bliska. Reakcja odchodzącego prezydenta Cartera była niezwykle ostra. Za pomocą „gorącej linii” przekazał Breżniewowi faktyczną groźbę i ultimatum: jeśli wojska sowieckie wkroczą do Polski, USA użyją wszelkich środków, by doprowadzić do pełnej gospodarczej blokady ZSRS i innych państw Układu Warszawskiego (...) Jeżeli Jaruzelski i jego obrońcy mówią teraz, że stan wojenny oddalił groźbę interwencji sowieckiej, to manipulują faktami. Po grudniu 1980 taka interwencja była już niemożliwa, chyba że w ZSRS doszłoby do jakiegoś wojskowego przewrotu. Taka była decyzja władz sowieckich – nie wojska, lecz władz partyjnych i służb cywilnych. 


   Teraz coś o samym filmie. Jak już napisałem, to film fabularny, sensacyjny, nie dokument i nie ucieknie się w nim od uproszczeń na potrzeby akcji (zbiegi okoliczności, nieco patetyczne dialogi). Ale warto go obejrzeć dla samego "sedna sprawy" i zrozumienia o co chodzi w tej całej "awanturze o Kuklińskiego. Powinni to zrobić zwłaszcza ci, dla których PRL to już historia. Sam pamiętam ledwie samą końcówkę, zatem film jest dobrym uzupełnieniem wiedzy książkowej. Do gry aktorów nie można się "przyczepić", Marcin Dorociński, Zbigniew Zamachowski czy Mirosław Baka to trafiona obsada. A scena, w której Kulikow wpada w furię z powodu tajemniczego szpiega - bezcenna ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz