Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

czwartek, 14 marca 2013

Nova et vetera - czyli rzecz o dwóch Papieżach

   «Zrozumieliście to wszystko?» Odpowiedzieli Mu: «Tak jest». A On rzekł do nich: «Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare». (Mt 13, 51-52).
   Fragment z Ewangelii według świętego Mateusza doskonale pasuje do niezwykłych dni, jakie przeżywa Kościół w przededniu Wielkanocy 2013 roku. Po raz pierwszy od kilkuset lat urzędujący Ojciec Święty Benedykt XVI zrezygnował z urzędu, co już samo w sobie było wydarzeniem historycznym. Niedługo później Kolegium Kardynalskie wybrało na nowego Wikariusza Chrystusowego człowieka, którego nie spodziewał się nikt, albo tylko bardzo nieliczni. Papież Franciszek, wcześniej metropolita Buenos Aires w Argentynie, Jorge Mario Bergoglio, już od pierwszych chwil zyskał sobie sympatię świata dzięki swojej autentycznej pobożności i prostemu stylowi życia. Mamy zatem zmianę. Ale nie można zmiany tej rozpatrywać w kategoriach gorsze – lepsze, raczej po prostu jako sięgnięcie do ewangelicznego skarbca po coś innego, nowego, choć równie wartościowego. 


 Jak wiemy, bogactwem Kościoła jest wielość talentów, charyzmatów i dróg, którymi chrześcijanie podążają do zbawienia. Benedykt XVI szedł z nami drogą intelektualnej refleksji, podpartej solidnymi podstawami teologicznymi. Był autorem fenomenalnych, głębokich encyklik czy też książek o Chrystusie, a każda jego homilia była przemyślana do ostatniego szczegółu i przy tym wygłoszona prostym językiem. Do tego kładł duży nacisk na ukazanie nam dziedzictwa dawnych wieków, umożliwił korzystanie bez przeszkód w Mszy świętej w klasycznym rycie rzymskim, takim w jakim uczestniczyły dziesiątki pokoleń wyznawców Chrystusa. Dbał o piękno liturgii, kultywując używanie języka łacińskiego i artystycznie wykonanych szat, prywatnie jednak pozostając skromnym – jak powiedział w chwili wyboru – pracownikiem Winnicy Pańskiej.
   Franciszek na pierwszy rzut oka jest zupełnie inny. Ceni sobie przebywanie wśród wiernych, stawia na duszpasterstwo, sprawy społeczne i raczej nie publikuje wiele (pomimo świetnego wykształcenia). Bliska jest mu duchowość nie tylko zakonu jezuitów, z którego się wywodzi. Imię Franciszek przybrane na cześć Biedaczyny z Asyżu jest znakiem prostoty, a nieśmiały uśmiech pomaga przełamywać bariery. Przeszedł też całkowicie odmienną od Josepha Ratzingera drogę życiową. Ukończył świeckie studia, znacznie dłużej był biskupem diecezjalnym, nie kurialistą.
   Czyżby zatem sprzeczności? Ogień i woda? Czy można to pogodzić? A może wcale nie sprzeczności, tylko dwa różne, równoważne aspekty tej samej drogi do Boga? Droga św. Benedykta i św. Franciszka. Posłuchajmy słów nowo wybranego Papieża. Rozpoczął pontyfikat modlitwą za Benedykta, dziękując za to wszystko, co ofiarował światu poprzednik. A później poprosił o modlitwę rzesze ludzi zgromadzone na Placu świętego Piotra: A teraz zacznijmy tę wspólną drogę, biskupa i ludu, drogę Kościoła Rzymu, który przewodzi w miłości wśród wszystkich Kościołów. To droga braterstwa, miłości i wzajemnego zaufania. Módlmy się zawsze za nas, jedni za drugich. Módlmy się za cały świat, by było wielkie braterstwo.
   Tak jak piękne było tytułowe „vetera” (stare), tak i piękne jest „nova”, chociaż zanim to piękno odkryjemy na dobre, upłynie jeszcze trochę czasu. Należy dać nowemu Papieżowi szansę. Jakkolwiek już na starcie jest krytykowany przez różne skrajne opcje z prawa i z lewa i dziennikarzy którzy zawsze „wiedzą najlepiej” jaki powinien być Kościół i papiestwo, my po prostu zróbmy to, o co Franciszek nas prosi – módlmy się. 
   Wybór papieża to zawsze post scriptum do historii, która się zakończyła, lecz zarazem otwieranie kolejnego rozdziału. Będzie to rozdział ciekawy, bo ciekawe są wszelkie niespodzianki. Teraz kardynałowie dali Kościołowi w prezencie kogoś „Z końca świata”.    
   Żywiołowe reakcje Argentyńczyków przypomniały polskie łzy szczęścia po wyborze Karola Wojtyły. Ale przecież „katolicki” znaczy tyle co powszechny, toteż radość argentyńska jest radością naszą, niemiecką, włoską, japońską czy australijską. Powszechną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz