Jeżeli istnieje coś, co nie wybacza błędów, jest to na pewno przestrzeń kosmiczna. W warunkach bez ciążenia, bez atmosfery, w ekstremalnych temperaturach, człowieka chronią od śmierci tylko cienkie ściany pojazdu, skafander i wyćwiczone procedury. Niekiedy jednak i to okazuje się zawodne w obliczu sytuacji nieprzewidzianych. Pomóc może wówczas tylko... szczęście i wola wytrwania. O tym właśnie jest film Alfonso Cuaróna "Grawitacja".
Najbardziej oczywistym porównaniem ze świata filmu będzie chyba "Apollo 13" z Tomem Hanksem. Tam jednak, pomimo awarii sprzętu można było liczyć na zespół specjalistów, na pomoc z Ziemi. W "Grawitacji" dominuje natomiast motyw przerażającej samotności, zagubienia w obliczu pustki. Człowiek wypchnięty w wyniku katastrofy w otwartą czeluść musi przede wszystkim opanować nerwy, skupić się, pomyśleć i dać sobie pomóc. Sandra Bullock i George Clooney, odgrywając postacie dr Ryan Stone i dowódcy misji Matta Kowalskiego doskonale oddali wszystkie emocje towarzyszące ludziom będącym na krawędzi przetrwania: lęk, ale i nadzieję, gonitwę myśli i próbę ich opanowania, wreszcie planowanie działań i realizację ich. Oczywiście pewne rzeczy zostały "nagięte" pod kątem hollywoodzkich kanonów, lecz film się nie dłuży i trzyma widza w napięciu od pierwszych minut do naprawdę emocjonującego finału.
Film dokładnie pokazuje, jak ważne jest wyszkolenie astronauty. Przydaje się znajomość rozlokowania najdrobniejszych przycisków na panelu kontrolnym rosyjskiego Sojuza lub chińskiego Shenzou. Niczym MacGyver trzeba improwizować, użyć gaśnicy albo umiejętnie posłużyć się silnikami hamowania, normalnie używanymi tylko podczas kontaktu z Ziemią. W warunkach gdy łączność urywa się, potrzeba myślenia wykraczającego poza zwyczajne procedury. I - przyznajmy - żelaznych nerwów w perspektywie zderzenia z nadlatującymi szczątkami satelity lub wykończenia się zapasów tlenu.
Co jeszcze jest godne uwagi? Zdjęcia! We wszystkich recenzjach jakie czytałem, podkreślano, że takiej Ziemi widocznej z kosmosu nie pokazano jeszcze nigdzie. Jej krzywizna, widok kontynentów, świateł miast jest ucztą dla oczu. Osobne słowo należy się efektom specjalnym, wybuchom, stworzeniu wrażenia pędu, szybkości. Czysta fizyka i tylko dwóch aktorów, a tyle wrażeń. Podobne odczuwałem bodaj jedynie przy czytaniu niektórych książek Stanisława Lema, który - pomimo całej otoczki sf - również stawiał na realizm i mierzył się z tematem "samotności astronauty".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz