Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

sobota, 24 marca 2012

Czas na operetkę!

    W krainę najpiękniejszych pieśni i arii operetkowych zabrali w dniu 24 marca gości Centrum Kultury, Sportu i Rekreacji artyści Naira Ayvazyan i Tomasz Urbaniak. Wykonali utwory poruszające serca wielu pokoleń melomanów, a pochodzące z operetek takich jak: „Księżniczka Czardasza”, „Hrabina Marica’”, „Zemsta Nietoperza”, „Wesoła Wdówka”,„My Fair Lady”, „Baron Cygański”... Goście usłyszeli również pieśni neapolitańskie i te należące do kanonu repertuaru światowego. Koncert brawurowo poprowadził znany konferansjer Jacek Nowosielski.
    Któż nie zna „Brunetek, blondynek” Jana Kiepury? „Usta milczą, dusza śpiewa”, albo „Ach, jedź do Varasdin?” Nie trzeba było wyjeżdżać do najsłynniejszych teatrów muzycznych  – wystarczyło pojawić się na sali widowiskowej CKSiR, by całkowicie zatracić się we wspaniałym, operetkowym świecie. Jacques Offenbach wraz z Johannem Straussem zawitali znad Sekwany i Dunaju do Bestwiny.
    Naira jest sopranistką. Pochodzi z Armenii, a na scenie Erewańskiej Opery Narodowej zadebiutowała już w wieku 9 lat. Ukończyła szkołę opery im. Aleksandra Teligi, uczestniczyła również w licznych kursach mistrzowskich, m. in. słynnego barytona Igora Kupszlera z Opery Lwowskiej. Współpracowała z Gliwickim Teatrem Muzycznym, Filharmonią Rzeszowską i Zabrzańską, Operą i Filharmonią Podlaską. Talent Nairy docenili polscy dyrygenci: Stefan Niesiołowski, Sławomir Chrzanowski, Lesław Sałacki oraz Wojciech Szaliński.       
    Tomasz Urbaniak jest tenorem, występuje m. in. w Gliwickim Teatrze Muzycznym oraz Operze Śląskiej.




Autograf od gwiazdy wieczoru!

piątek, 23 marca 2012

Norman Davies o umieraniu państw

       Każdy, kto żyje na tyle długo, by świadomie obserwować rzeczywistość, jest świadkiem pojawiania się i znikania państw. Tylko od samego 1989 r. na mapie świata dokonały się potężne przeobrażenia. Rozpadł się Związek Radziecki, a zaczęły (w wielu przypadkach raczej wznowiły) swą egzystencję republiki takie jak Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina. Połączyły się w jedno oba państwa niemieckie, podzieliła Jugosławia. W czasach nam najbliższych od Serbii oddzieliła się Czarnogóra. Poza Europą powstały na przykład Erytrea, Timor Wschodni, Sudan Południowy.
            Tak jak w przyrodzie, tak w geografii politycznej nic nie powstaje z niczego. Aby nowe państwo mogło zaistnieć, musi zniknąć inne, w części lub w całości. Proces ten omawia profesor Norman Davies w książce pod intrygującym tytułem „Zaginione Królestwa”.
            Czy słyszeliśmy kiedykolwiek o Alt Clud? Albo o Tolosie? A przecież państwa takie istniały, miały swoich władców, a zwyczajni ludzie prowadzili w nich swoje codzienne życie, dobijali interesów, zakładali rodziny... Davies chce wskrzesić pamięć o tym, co było historycznym i politycznym faktem.
            „Królestw” w monumentalnym, prawie 900 stronicowym dziele jest w sumie osiemnaście. Celowo ująłem termin w cudzysłów, gdyż niektóre królestwami były tylko w przenośni. Związkiem Radzieckim nie rządziły żadne koronowane głowy, ale zgadzamy się, że przywódcy partyjni w swoim despotyzmie nie różnili się, a nawet przewyższali w swojej megalomanii carów – samodzierżawców. Niekiedy występuje jeszcze problem związany z nazwą – w historii pod słowem „Burgundia” kryje się wiele różnych organizmów z różnych epok. Istnieją spory, czy było to pięć, sześć, siedem, czy może więcej księstw lub królestw. Jak je wszystkie objąć w całość, znaleźć łączący je wspólny mianownik? Davies argumentuje, że każde z nich istniało – i zniknęło z mapy.
            Żeby nie było zbyt sielankowo, odnoszę wrażenie, że zasłużony absolwent Oxfordu i profesor Uniwersytetu Londyńskiego z każdą nowszą książką popada coraz więcej dygresji związanych ze współczesną polityką. Niekiedy, tak jak w rozdziale o Wolnym Mieście Gdańsk, nawet specjalnie nie kryje się z tym, jaką opcję popiera. Prawo autora, ale osobiście sądzę że historyk, a nawet popularyzator historii powinien być w takich ocenach bardziej powściągliwy. Historia jest nauką uniwersalną, z pewnością można postarać się  z wydarzeń przeszłych wyciągnąć wnioski dużo głębsze niż te odnoszące się bezpośrednio do rzeczywistości widzianej w telewizji. Czytając książkę chciałbym odpocząć od bieżącego dyskursu i przeniknąć zagadnienia innego rodzaju.
            Powyższe zastrzeżenia nie skreślają jednak tego, co Davies uczy swoich czytelników w „Zaginionych Królestwach”. Czyż nie miło jest poznawać państwa, o których nigdy nie słyszało się w szkole? Dopiero z książki dowiedziałem się, iż samodzielna Karpato – Ukraina istniała tylko przez jeden dzień! A takich ciekawostek, „michałków” jest u Daviesa sporo i za nie jest on chętnie czytany.
            Polecam książkę wszystkim zainteresowanym historią. Lektura zajęła mi prawie trzy miesiące, ale może Wy będziecie szybsi?


niedziela, 4 marca 2012

Haftowany Grunwald w Międzyrzeczu - wrażenia

Wyhaftować jeden z najsłynniejszych i największych polskich obrazów – czy to w ogóle możliwe? Jak się okazuje, dla chcącego nie ma nic trudnego. Wystarczą tylko jakieś dwa lata pracy, 150 km nici w 220 kolorach i 8 mln krzyżyków. Oczywiście łatwo się mówi i teoretyzuje, jednak rzucić pomysł, namówić wykonawców, zrealizować go... to już całkiem inna bajka. Rzecz z pozoru szalona udała się Janinie i Adamowi Panek z Działoszyna. Po wielu miesiącach starań, najeżonych częstokroć przeszkodami powstał największy haftowany obraz na świecie. Składa się on z 40 połączonych ze sobą części, które pracowicie tworzyły hafciarki i hafciarze z całej Polski. W sumie 35 osób. „Bitwa pod Grunwaldem”, odwzorowanie dzieła Matejki ma wymiary oryginału, czyli 9,87 x 4,26 m. Twórcy zadedykowali obraz ofiarom katastrofy w Smoleńsku z dnia 10 kwietnia 2010 r.


 
Z takiej gratki nie można nie skorzystać, zwłaszcza, jeśli obraz znajduje się tak blisko, bo w Międzyrzeczu Górnym. Ekspozycja w miejscowym Domu Strażaka prezentowana jest w dniach 27 lutego – 11 marca, w godzinach 9.00  - 18.00. Wybrałem się tam i ja. Pierwsze wrażenie...niesamowite. Dopiero przy bliższym przypatrzeniu się, można zauważyć, że nie jest to obraz malowany ale haft. Tak wiernie oddane są szczegóły. Łatwo możemy rozpoznać postacie znane z podręczników historii lub „Krzyżaków” Sienkiewicza – Wielkiego Mistrza Ulryka von Jungingena, Wielkiego Księcia Witolda, Zawiszę Czarnego z Garbowa, Jana Żiżkę z Trocnova i wielu innych uczestników starcia z 15 lipca 1410 roku.




Wystawa w Międzyrzeczu to nie tylko sam wielki obraz. Podziwiamy i inne haftowane dzieła, może w mniejszej skali, ale także bardzo pracochłonne. Dodatkowo obok Domu Strażaka mieści się „Chata Międzyrzecze”, a w niej Izba Regionalna, zaprojektowana jako tradycyjna, wiejska chata. W środku zgromadzono eksponaty z życia wsi w XIX i XX w. – narzędzia rolnicze, przedmioty codziennego użytku, wyposażenie wnętrz, stare fotografie, książki. Uważam, że każdy miłośnik historii powinien wybrać się do Międzyrzecza na weekendową wycieczkę. Więcej: www.grunwald.miedzyrzecze.org.pl