W tradycyjnej chrześcijańskiej, w tym i katolickiej wykładni przykazanie "nie zabijaj" interpretowane jest jako "nie morduj", nie pozbawiaj życia bez potrzeby. Co za tym idzie, służba wojskowa z bronią w ręku nie nosi znamion grzechu. Istnieją jednakże wyznania interpretujące normę Dekalogu w sposób literalny, są to głównie członkowie protestanckich wspólnot ewangelikalnych, bardzo żywych na przykład na południu Stanów Zjednoczonych. Osoba odmawiająca dotykania broni ze względów sumienia nazywa się "obdżektorem" (od ang. conscientious objector). O jednym z nich, szeregowym Desmondzie Dossie opowiada najnowszy film Mela Gibsona "Przełęcz Ocalonych". W roli głównej wystąpił Andrew Garfield. Historii przedstawionej w filmie wcześniej nie znałem chociaż pewnością jest dość popularna w USA.
Desmond Doss |
Wierny swoim przekonaniom Adwentysta Dnia Siódmego idzie do wojska! Widząc zapał przyjaciół nie jest obojętny na sytuację kraju będącego w stanie wojny ale jednocześnie nie chce podczas ćwiczeń chwycić za karabin. Ma plan - być sanitariuszem, ratować życie a nie odbierać je. We wszystkim młodego Desmonda wspiera piękna narzeczona, pielęgniarka Dorothy. Otrzymana od niej Biblia oraz zdjęcie z dedykacją podtrzymują bohatera filmu w trudnych chwilach jakie przeżywa w wojsku będąc szykanowanym z powodu poglądów. Wydaje się, że nic nie uratuje Dossa przed usunięciem z armii... ale tutaj na scenę wkracza ojciec Desmonda, alkoholik a zarazem weteran pierwszej wojny światowej. Dzięki jego znajomościom z wysoko postawionym generałem Desmond w ostatniej chwili unika wyroku sądu wojskowego i może zostać wysłany do walki z Japończykami... zgodnie z życzeniem, nieuzbrojony.
Dopiero na Okinawie w pełni uwidacznia się szlachetny charakter sanitariusza z Virginii. Uważany początkowo za tchórza i nawiedzonego fanatyka religijnego nie zważa na fanatyczny opór Japońskiej Armii Cesarskiej ratując na polu bitwy wielu swoich kolegów a czasem nawet wrogów. Zostaje w pobliżu bunkrów nieprzyjaciela pomimo wycofania się sił amerykańskich po całym dniu krwawych zmagań. Musi ocalić tych, w których jeszcze tli się życie. Nadludzkim wysiłkiem dokonuje prawdziwych cudów - co zostało nagrodzone najwyższym odznaczeniem wojskowym Medalem Honoru. Pierwszym w historii dla obdżektora. Jak głosi tablica pamiątkowa umieszczona później w miejscu starć:
„Szer. Desmond T. Doss, adwentysta dnia siódmego, sanitariusz 77 dywizji piechoty, otrzymał Honorowy Order Kongresu za zasługi w bitwie o Urwisko Maeda. Szeregowy Doss pozostał na szczycie urwiska, gdy jego oddział już został wycofany, po to, by ratować rannych, i wyniósł 75 z nich na brzeg urwiska, po czym opuścił w dół na linie."
„Szer. Desmond T. Doss, adwentysta dnia siódmego, sanitariusz 77 dywizji piechoty, otrzymał Honorowy Order Kongresu za zasługi w bitwie o Urwisko Maeda. Szeregowy Doss pozostał na szczycie urwiska, gdy jego oddział już został wycofany, po to, by ratować rannych, i wyniósł 75 z nich na brzeg urwiska, po czym opuścił w dół na linie."
Jak przystało na film Gibsona, całość ogląda się bardzo przyjemnie, bez dłużyzn. Można za to spodziewać się solidnej porcji amerykańskiego patriotyzmu i przemocy, zresztą nieuniknionej w przypadku filmu wojennego. Zważywszy na sposób walki Japończyków, ich pogardę dla śmierci, sceny "szarży banzai" czy seppuku nie są niczym dziwnym. Rekompensuje to jednak bardzo nietypowe podejście do wojny wyrażone w osobie głównego bohatera.
"Przełęcz Ocalonych" ma swoje słabości, należą do nich "przeszarżowane" niekiedy sceny batalistyczne z kopaniem granatu z półobrotu na czele. Lub też dość swobodne zwiedzanie przez Desmonda wnętrza naszpikowanego wrogami schronu. Są ponadto pewne dziury fabularne i nieścisłości, jednak nie na tyle duże żeby z czystym sumieniem nie polecić filmu miłośnikom dobrego kina.