Niniejszy blog w żaden sposób nie wyraża stanowiska jakiejkolwiek instytucji, partii, organizacji, a jedynie osobiste przemyślenia i poglądy autora. Nie jest też żadnym "oficjalnym blogiem", zrobiłem go po to by się dzielić z Wami wszystkim, co mnie interesuje. Życzę wszystkim miłego czytania!

czwartek, 23 grudnia 2010

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia

Drodzy Przyjaciele,

Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy zaglądali i zaglądają nadal do "Chatki nad Stawem". Cieszę się z każdej Waszej wizyty tutaj. A ponieważ nadchodzą wyjątkowe i radosne Święta Narodzenia Pańskiego, pragnę złożyć w formie wiersza serdeczne życzenia. To już taka moja mała tradycja, że co roku piszę wiersz i przesyłam go dalej. Nie jest to może jakaś wielka poezja, ale wychodzę z założenia, że lepszy tekst napisany z serca, niż skopiowany i wklejony łańcuszek internetowy :)


Te życzenia są jak świecy płomyczek
Chociaż skromne, to ciepłe i jasne,
Niech Nadzieję przyniosą do serca
Ona nigdy w ciemności nie zgaśnie.


Wiem, że droga biegnie czasem pod górę,
Lecz ze szczytu zawsze lepiej widać,
Nie zmarnuje się żadna godzina,
Każde nowe doświadczenie się przyda.


Do Betlejem i z powrotem myślami
Iść pragniemy poprzez lasy i pola
Lecz wiatr w plecy nas nie złamie jak trzcinę
Bo się właśnie rodzimy od nowa


I odpadną dawnych lęków skorupy
Nawet jeśli ich było zbyt dużo
Ale Święta oczyszczą nam dusze
Nie zmęczymy się tą długą podróżą


Wraz z rodziną opłatkiem się połam
Jego cząstkę Tobie podam z daleka
I z uśmiechem rok nowy rozpocznij
Niechaj radość popłynie jak rzeka.


S.L., Boże Narodzenie 2010.


A jako bonus moja ulubiona pastorałka. Trzymajcie się ciepło, wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

wtorek, 21 grudnia 2010

Al Di Meola w Bielsku - Białej wrażenia z koncertu

Na ten koncert cieszyłem się już od dawna i z całą pewnością się nie zawiodłem. Bielskie Centrum Kultury przygotowało 20 grudnia dla fanów dobrej muzyki wieczór pełen wrażeń na najwyższym poziomie. Na scenie Domu Muzyki wystąpił słynny amerykański gitarzysta Al Di Meola znany m.in. ze współpracy z Paco de Lucią, Johnem Mc Laughlinem oraz Chickiem Coreą.
Tym razem artyście towarzyszył międzynarodowy skład muzyków – drugą gitarą wspomagał mistrza Kevin Seddiki z Francji, na akordeonie grał Fausto Beccalossi z Włoch, a na perkusji – Peter Kaszas z Węgier. Di Meola z zespołem zaprezentowali głównie utwory z płyty New World Sinfonia, która inspirowana jest muzyką z różnych stron świata.


Sala BCK, jak można się było domyślić, wypełniła się do ostatniego miejsca, na widowni zasiadł również prezydent Bielska – Białej, bo to dzięki miastu i sponsorom (Fiat Auto Poland) jedyny koncert w Polsce doszedł do skutku.
Al Di Meola zażartował, że odbywając tak długą podróż z licznymi przygodami poczuł się trochę jak św. Mikołaj i było w tym dużo prawdy, bo przywiózł publiczności wspaniały prezent w postaci swoich bardziej i mniej znanych utworów, dodatkowo także dwóch hitów na bis. Cały czas muzycy zachowywali się bardzo naturalnie, żartowali i nawiązywali dialog z słuchaczami, a po koncercie Al Di Meola długo i cierpliwie rozdawał autografy na swoich płytach, mnie także udało się zdobyć podpis Mistrza.
            Serdecznie polecam muzykę Ala Di Meoli wszystkim, nie tylko fanom jazzu, gdyż jego twórczości nie da się łatwo zaklasyfikować, zaszufladkować. Dźwięki gitary skutecznie rozjaśnią i ocieplą nawet najciemniejszy i najzimniejszy zimowy wieczór.

Występ na scenie BCK 

Spotkanie z fanami

W holu Domu Muzyki

Rozdawanie autografów

Płyta z podpisem Ala Di Meoli

piątek, 17 grudnia 2010

Wesoły świat Edwarda Lutczyna

            Co by się stało, gdyby Edward Lutczyn jednak ukończył rozpoczęte studia na Akademii Górniczo – Hutniczej? No cóż, prawdopodobnie zatrudniłby się w którymś z biur projektowych przy wielkim zakładzie przemysłowym i nigdy nie mielibyśmy okazji oglądać zabawnych rysunków, na których niejeden z nas się wychował...I nie tylko rysunków, ale także znaków graficznych, plakatów, broszur i innych jeszcze ciekawych przedsięwzięć. Mało kto wie, ze logo zespołu „Perfect” zostało zaprojektowane właśnie przez pana Edwarda!
            Urodził się w 1947 roku w Heppenheim pod Frankfurtem na terenie okupowanych Niemiec, ale większość życia związał z dwoma miastami – Krakowem i Warszawą. Pomimo możliwości emigracji nie skorzystał z niej, ponieważ do Polski zawsze czuł duży sentyment i nie mógłby się przyzwyczaić do warunków życia w obcym kraju. Swoją przygodę   z rysunkiem zaczął bardzo wcześnie – już w wieku trzech lat. Świadczy o tym obraz namalowany przez dziadka, też zresztą, podobnie jak inni Lutczynowie – uzdolnionego plastyka. Na obrazie tym mały Edzio pochylony nad kartką papieru, pracowicie tworzy swoje pierwsze szkice...i jak widać pasja ta pozostała do teraz. A objawiła się z pełną mocą w 1955 roku wygranym konkursem w tygodniku „Płomyczek”. W r. 1971 był debiut w „Szpilkach” a później kolejne osiągnięcia. Wielu zapewne pamięta program „Butik” gdzie Edward Lutczyn również miał swoje „pięć minut”
          W 2008 Lutczyn zawitał także w moje strony, do  Bestwiny. W bibliotece opowiadał o swoim życiu i pracy. Pracy fascynującej, kreatywniej, ale momentami żmudnej. Wiele ilustracji, plakatów wymaga bowiem długiego dopracowywania, nierzadko idzie w ruch skalpel do odcinania papieru samoprzylepnego i aerograf - rodzaj pistoletu do rozprowadzania farby. Jednak najbardziej pan Edward lubi używać zwykłego piórka, a na pokazach i prezentacjach – markera. Ten ostatni ma jednak zasadniczą wadę – potrafi podczas rysowania wydawać nieprzyjemnie, piszczące dźwięki.
            Humor Lutczyna opiera się często na grze słów i żartach językowych. Np. stan ducha, obdartego przez fiskusa i ZUS nieszczęśnika to „PIT – ból”, zaś tytuł rysunku przedstawiającego syna Dedala wznoszącego do góry zakrwawiony nóż, jest nawiązaniem do klasyki literatury światowej. To oczywiście „Zbrodnia Ikara”. Żarciki nie zawsze są do końca grzeczne, zdarzają się też frywolne albo politycznie niepoprawne. Jednak wszystkie trzymają dobry poziom i śmieszą oglądających.


 Mistrz przy pracy


Edward Lutczyn i ja (2008)

piątek, 10 grudnia 2010

Komiks o Auschwitz – czy to możliwe?

           W przeciwieństwie do Japonii, Francji lub Belgii sztuka komiksu wciąż jeszcze traktowana jest nad Wisłą z przymrużeniem oka. Wielu ludzi automatycznie szuladkuje ten rodzaj twórczości do przegródki pod tytułem „coś dla dzieci”. I nie bez winy jest koncern Disneya, bo to właśnie przygody kaczora Donalda i myszki Mickey zalały rynek komiksu po 1989 r, spychając ambitniejsze pozycje do pewnej niszy. Na szczęście w ostatnich latach sytuacja zmienia się na lepsze.
            Starsi z łezką w oku wspominają Thorgala, Yansa, Funky’ego Kovala, Żbika, Klossa czy bardziej humorystyczne „Tytusy” lub „Kajka i Kokosza”. W bądź co bądź przaśnych latach 80 nie brakowało również na wpół amatorskich fanzinów poświęconych często fantastyce naukowej. Nowsze lata to już  - z tych bardziej znanych - „Jeż Jerzy”,  „WilQ superbohater” lub reedycje zachodnich komiksów, np. „Szninkiel”. Tymczasem obok wydawnictw rozrywkowych rozwija się z powodzeniem komiks historyczny. Może być on osadzony w klimatach bardziej fantastycznych (steampunkowa „Pierwsza Brygada”) lub realistycznych.
            Ten ostatni nurt reprezentuje choćby antologia „Polski Wrzesień”, „Monte Cassino”, „Powstanie’44”, „1981: Kopalnia Wujek”, „1956: Poznański Czerwiec” i właśnie „Epizody z Auschwitz”, na którymi chcę się zatrzymać na dłużej.


            „Epizody z Auschwitz” to seria komiksów, z których każdy stanowi zamkniętą całość, przedstawia odrębną historię, która wydarzyła się za drutami największego nazistowskiego obozu koncentracyjnego. Jak dotąd ukazały się trzy tomy. Pierwszy, „Miłość w cieniu zagłady” opowiada o związku Polaka Edwarda Galińskiego i Żydówki Mali Zimetbaum, ich brawurowej ucieczce a następnie schwytaniu i egzekucji. Drugi, „Raport Witolda” skupia się przede wszystkim na postaci jednego z najodważniejszych ludzi czasów II wojny światowej – rotmistrza Witolda Pileckiego. Za największy akt odwagi dzielnego rotmistrza uznaje się jednak dobrowolne pójście do Auschwitz, zorganizowanie tam wewnętrznego ruchu oporu, a następnie ucieczkę i zadanie słynnego raportu o sytuacji w obozie. Po wojnie, w ramach ustanawiania na ziemiach polskich „nowego porządku” Pilecki padł ofiarą zorganizowanego z zimną krwią mordu sądowego i został stracony w kazamatach więzienia na Rakowieckiej. Wreszcie jak dotąd ostatni tomik, „Ofiara” poświęcony jest życiu i ostatnim chwilom franciszkanina z Niepokalanowa, o. Maksymiliana Kolbe, który poszedł na śmierć do głodowego bunkra w bloku nr 11 za innego więźnia, ojca rodziny.


            Scenarzystą „Epizodów” jest Michał Gałek, zaś autorami rysunków Arkadiusz Klimek, Marcin Nowakowski i Łuksz Poller. Jak można przeczytać na obwolucie, seria komiksów powstała na podstawie relacji i wspomnień świadków wydarzeń oraz w wyniku konsultacji z byłymi więźniami KL Auschwitz. Pracom nad komiksami towarzyszą również konsultacje z historykami II wojny światowej oraz specjalistami historii Zagłady i obozów koncentracyjnych. O poziom merytoryczny można być więc spokojnym, szacie graficznej także nie można nic zarzucić. Być może komiksy zachęcą do sięgnięcia po książki o obozie, takie jak słynne „Anus Mundi” Wiesława Kielara.


Nowatorska forma przekazu a przy tym interesująca tematyka tomików powinny zwrócić uwagę szczególnie młodzieży. Obecnie panuje nawet swoista moda na drugą wojnę światową, powstają grupy rekonstrukcyjne i modelarskie, wychodzą ciekawe serie gier komputerowych („Medal of Honor”, „Call of Duty”, „Commandos”), w kinach i telewizji pojawiają się nowe produkcje („Szeregowiec Ryan”, „Kompania Braci”, w Polsce „Katyń” lub „Generał Nil”). Komiks idealnie wpasowuje się w ten trend i mam nadzieję że jego czytanie nie będzie tylko kwestią mody, ale spełni rolę edukacyjną – może unikniemy tak bulwersujących spraw, jak niedawna afera z robieniem sobie przez nastoletnie dziewczyny uśmiechniętych fotografii na portal społecznościowy z piecem krematoryjnym w tle...


niedziela, 5 grudnia 2010

Zima też może być piękna

Oto trochę inne oblicze zimy. Chociaż narzekamy na oblodzone drogi, mróz i śnieżyce, czasem warto na chwilę się zatrzymać i powrócić myślami do czasów, kiedy spadający śnieg wywoływał na twarzy uśmiech i nieodpartą chęć zabawy na świeżym powietrzu. Zdjęcia zrobiłem w Kaniowie i Bestwinie.










sobota, 4 grudnia 2010

Jedyny taki dzień

Gimnazjaliści zagrali dla niepełnosprawnych

  
           Wzorem lat ubiegłych w czytelni Gminnej Biblioteki Publicznej w Bestwinie młodzież z Gimnazjum im. Jana Pawła II wystawiła  2 grudnia bardzo ciekawy spektakl z dużą ilością humoru i piosenek. Przedstawienie to przygotowane zostało z myślą o osobach niepełnosprawnych intelektualnie, będących podopiecznymi Środowiskowego Domu Samopomocy „Centrum”. Nad całością czuwała polonistka z Gimnazjum, pani Oliwia Sobieska.
            Ponieważ dzień szósty grudnia już blisko, tematem występu uczniów były oczywiście dzieje Mikołaja, dobrego biskupa z miasta Mira. Święty ten już jako młodzieniec pomagał ubogim, umożliwiał biednym pannom zdobyć posag i dlatego znany jest dziś jako symbol dobroci. Jego zastępcy to właśnie grupa gimnazjalistów, którzy na próby do przedstawienia poświęcili swój wolny czas, przychodząc przed lekcjami, albo zostając po nich. Trzeba dodać, że w tym roku występowali prawie sami debiutanci, jednak wszystko poszło zgodnie z planem i goście mogli spędzić trochę czasu w miłej atmosferze, otrzymując także symboliczne upominki.
            Na koniec znalazł się czas na wspólne śpiewanie, swoje talenty muzyczne pokazali sami gimnazjaliści, grając na keyboardzie, flecie i gitarze. Niepełnosprawni również mogli wyjść na estradę i zaprezentować własne talenty. Oby jak najczęściej w ich życiu pojawiała się taka radość, jaką podarowali im przyjaciele z Gimnazjum.